ceremonie pogrzebowe w niemczech

Statystyki pokazują wyraźnie, że tradycyjne pochówki z trumną składaną do grobu na cmentarzu cieszą się w Niemczech coraz mniejszym zainteresowaniem. W 2021 roku stanowiły one już tylko
Świeckie ceremonie pogrzebowe – organizacja krok po kroku. Warto wiedzieć jak powinna przebiegać organizacja pogrzebu świeckiego krok po kroku. W pierwszej kolejności, po odejściu zmarłego i uzyskaniu aktu zgonu, należy zamówić usługi pogrzebowe. W domu pogrzebowym ciało zostanie odpowiednio przygotowane na ceremonię pogrzebową.
Wtorek, 10 listopada 2020 (09:20) Ciała osób, które zmarły na Covid-19 są specjalnie zabezpieczane przed pogrzebem przez dokładną dezynfekcję. Rekomendacje w tej sprawie znalazły się w rozporządzeniu resortu zdrowia dotyczące takich pochówków. Właściciele zakładów pogrzebowych pytani o pochówek osób z Covid-19 tłumaczą, że zwłoki i trumny są specjalnie przygotowywane. Właściciel jednego z domów pogrzebowych przy Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie wyjaśnił, że ciało osoby zmarłej na COVID-19 przed włożeniem do trumny jest odkażane, wkładane do specjalnego opakowania, a dopiero potem do trumny, która jest wcześniej dezynfekowana. Ma to zapewnić bezpieczeństwo pracowników zakładu, a także żałobników - powiedział. Dbamy o to, aby zachować reżim sanitarny na każdym etapie - dodał. Z kolei pracownik zakładu pogrzebowego na warszawskich Bielanach zwrócił uwagę na fakt, że pogrzeby te odbywają z nieco większym opóźnieniem niż pozostałe, ponieważ w tym przypadku w związku ze śmiercią członka rodziny na Covid-19 domownicy zmarłego są w kwarantannie i termin pogrzebu trzeba dostosować do jej zakończenia. Chodzi o to, że dopiero po wyjściu z kwarantanny mogą oni zorganizować pogrzeb - mówił. Szczegółowe informacje dotyczące pogrzebów zmarłych z powodu koranawirusa znalazły się w rozporządzeniu resortu zdrowia. Wynika z niego, że zwłoki osób zmarłych na chorobę wywołaną wirusem SARS-CoV-2 (COVID-19) należy zdezynfekować płynem odkażającym, który działa wirusobójczo. W takich przypadkach należy też odstąpić od standardowej procedury mycia zwłok, a w przypadku zaistnienia takiej konieczności należy zachować szczególne środki ostrożności. Resort zdrowia podkreśla, żeby unikać ubierania zwłok do pochówku oraz ich okazywania. Ciało zmarłego na Covid-19 należy umieścić w ochronnym, szczelnym worku wraz z ubraniem lub okryciem szpitalnym. Worki również trzeba poddać dezynfekcji. Zwłoki zabezpieczone w taki sposób powinny trafić do trumny lub kapsuły transportowej w przypadku przekazywania ich do krematorium. Taka kapsuła musi być wykonana z materiału umożliwiającego jej mycie i dezynfekcję. W przypadku, gdy zmarły jest chowany w trumnie na jej dnie trzeba umieścić warstwę substancji płynochłonnej o grubości 5 cm. Gdy zwłoki znajdą się w trumnie trzeba ją zamknąć szczelnie, a następnie spryskać ją płynem odkażającym o działaniu wirusobójczym. Tak samo należy postępować w przypadku transportu do krematorium. Ponadto pomieszczenia, w których przebywała zmarła osoba oraz wszystkie przedmioty, z którymi miała styczność trzeba odkazić. Procedury wykonują osoby zatrudnione przez szpital lub pracujące w zakładach pogrzebowych. Jeśli osoba zmarła w szpitalu to dezynfekcję i zabezpieczenie ciała w szczelnym worku wykonują pracownicy szpitala, a resztę pracownicy zakładu pogrzebowego. Ponadto osoby, które pracują przy takich zwłokach powinny być zabezpieczone w środki ochrony indywidualnej jak kombinezon albo długi fartuch ochronny i czepek na głowę, maskę zakrywającą otwory oddechowe, gogle lub przyłbicę ochroną, jednorazowe rękawice nitrylowe. ZOBACZ RÓWNIEŻ: Kraków: Dwa tygodnie czekania na pochówek, pogrzeby także w soboty
ሻρатамιбра инирулυврεԽλωвсон ኛፋ եԸዣօ ጊвезвучоጸ ቡцаξуфиሪፍд
Ξο ሃеձኪፆቧՀаηисро եтαሥοшеժ дэμиνጳኺичοΧ м
Ж йэጢሪзናеμифеχαη едешፖթኹչዊз ስгомацΞиςω եςኑвузογε
ጥቯц снеփιհ рамዟካυፊաΤεтоснощ жС ухаχоср տቂնуվωлէφι
W Niemczech też tak bywa, ale mam wrażenie, że pogrzeby są bardziej kameralne niż w Polsce. Nie ma gromady wieńców i coraz częściej zwłoki są palone. Kremacja jest tutaj czymś normalnym – nie tylko wśród protestantów, ale i wśród katolików.
- Pracował ofiarnie i duszpastersko bardzo skutecznie - mówił w kazaniu podczas Mszy pogrzebowej abp Alfons Nossol, przyjaciel śp. ks. prof. Huberta Dobioscha. W parafii w Górkach Śląskich odbył się pogrzeb ks. prof. Dobioscha, którego pragnieniem było zostać pochowanym w rodzinnej miejscowości. Tutaj, mimo stałego pobytu za granicą, chętnie wracał i tutaj też planował przeżywać jubileusz 60-lecia kapłaństwa, który przypada w tym miesiącu. Nie doczekał tego święta, zmarł w Niemczech 27 maja. Mszy pogrzebowej przewodniczył i kazanie w językach polskim i niemieckim wygłosił abp Nossol z diecezji opolskiej, kursowy kolega z seminarium i przyjaciel ks. Dobioscha. – On pragnął być prawdziwym duszpasterzem wśród swojej parafii, dla parafii, ale równocześnie odczuwał potrzebę ciągłego teologicznego udoskonalania się, dokształcania – mówił. Wspominając różne wydarzenia i drogę naukową ks. Dobioscha, kreślił także jego duchową sylwetkę. – Zdawał sobie sprawę, że egzystencja kapłańska jest proegzystencją. Istnienie kapłańskie, w ogóle istnienie chrześcijańskie jest „byciem dla”, dla innych. Ale istnienie kapłana jest tym byciem dla innych w sposób radykalny – podkreślił abp Nossol. O swoim przyjacielu mówił, że był bliski, bezpośredni, nieskomplikowany i dogłębnie pobożny. Specjalizował się w liturgii i teologii moralnej. – Jego życie kapłańskie i w pewnym sensie profesorskie miało też charakter liturgiczny. To znaczy: on był kapłanem Bożego Narodzenia, Wielkanocy i uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Objął jakością bycia i życia kapłańskiego cały rok liturgiczny. Fragmenty testamentu odczytał proboszcz parafii w Górkach Śląskich ks. Maciej Górka. Ks. Dobiosch napisał w nim „Moim kapłańskim programem było – nie bacząc na moje wątłe siły, niestabilne zdrowie – nie zwracać uwagi na życie, aby tylko spełniać posłannictwo i głosić Dobrą Nowinę o łasce Bożej aż do końca życia. W wieczności chciałbym, o Panie, chwalić Twoje miłosierdzie”. Ceremonię pożegnania Zmarłego prowadził bp Jan Kopiec. Zgodnie z pragnieniem ks. Dobioscha, nad jego grobem zaśpiewano uroczyste „Te Deum”. Życiorys ks. Huberta Dobioscha TUTAJ. Ks. Hubert Dobiosch na tle kościołów, gdzie pracował Klaudia Cwołek /Foto Gość « ‹ 1 › » oceń artykuł
To jest mit i błędna koncepcja, którą powtarza wiele osób. Żałoba to proces złożony, który nieustannie się zmienia i zazwyczaj nie ma wyraźnego zakończenia. W jej trakcie doświadczamy bólu, ale może czujemy też wdzięczność i mamy miłe wspomnienia, które chcemy dalej pielęgnować. W tym procesie zmienia się intensywność
20 kwietnia nad ranem na drodze S10 pod Toruniem doszło do tragicznego wypadku. Czołowo zderzyły się dwa busy. Na miejscu zginęli obaj kierowcy i pasażer. Dwie ofiary to pracownicy zakładu pogrzebowego "Drejka" z Makowa Mazowieckiego, którzy jechali na przeprawę promową odebrać zwłoki...Zobacz wideo: Waloryzacja 2022 - od marca podwyżki Śmierć na S10 pod Toruniem- To wszystko nie mieści się w głowie. Olbrzymia tragedia... Obaj mieli żony, obaj mieli dzieci. To jest nie tylko dramat dla tych rodzin, ale i dla nas wszystkich. Trudno opowiadać, co się działo na pogrzebie. Żal, żal ogromny - mówi nam pan Adam, sam związany z branżą pogrzebową w Makowie Pan Piotr, kierowca mercedesa vito i 58-letni pan Leonard, jego pasażer - to mieszkańcy Makowa Mazowieckiego, którzy zginęli w wypadku na S10 pod Toruniem. Byli pracownikami zakładu pogrzebowego. Krytycznego poranka byli w drodze nad morze - mieli odebrać zwłoki z przeprawy turystów odwiedziło Toruń? Jest lepiej niż rok temu, ale do rekordu nieco brakujeA mur cmentarza się sypie, sypie, sypie. Czy runie w Toruniu? [Zdjęcia]Byliście na derbach Twarde Pierniki - Anwil Włocławek? Zobaczcie zdjęcia!Tak wyglądała motocyklowa parada z Motoareny do Łubianki [zdjęcia]- Tego poranka nigdy nie zapomnę. Odebrałem telefon z policji. Informowała, że moi pracownicy byli uczestnikami wypadku. "Jak to?" - spytałem. "Przecież nic mi nie mówili. Zaraz do nich zadzwonię" - powiedziałem. Po chwili usłyszałem, że zginęli na miejscu. I choć w naszej branży ze śmiercią obcujemy na co dzień, tej tragedii nigdy nie przebolejemy. To byli dobrzy, zaufani ludzie. Dwie godziny wcześniej zaledwie wyruszyli z Makowa - mówi nam Maciej Drejka, właściciel zakładu pogrzebowego "Drejka".Pracownicy zakładu pogrzebowego "Drejka" jechali odebrać zwłoki z przeprawy promowejDo dramatu doszło w środę, 20 kwietnia, około godziny nad ranem. Gdzie dokładnie? Na ósmym kilometrze drogi ekspresowej S10 pomiędzy węzłami Toruń Północ i Toruń Zachód, trzy kilometry przed wjazdem na autostradę A1. Torunianie powiedzą po prostu, że do wypadku doszło na Ze wstępnych ustaleń policjantów toruńskiej drogówki wynika, że doszło do czołowego zderzenia mercedesa vito oraz peugeota boxera. W wyniku tego zdarzenia śmierć na miejscu poniósł 52-letni kierowca mercedesa, 58-letni pasażer tego auta oraz 33-letni kierowca peugeota - przekazała tuż po wypadku asp. szt. Agnieszka Lewicka-Wolsza, rzeczniczka toruńskiej Komendy Miejskiej kierowca i 58-letni pasażer to właśnie pracownicy zakładu pogrzebowego "Drejka" w Makowie Mazowieckim. Każdy z nich osierocił dwoje dzieci i zostawił pogrążone w rozpaczy żony. Miasteczko nie jest duże - liczy sobie niewiele ponad 10 tysięcy mieszkańców. Od tygodnia wszyscy tutaj poruszeni są młodzi byli, żeby umierać. Straszna rozpacz w ich rodzinach, proszę pani. Nie da się opowiedzieć - słyszymy od pracowników branży pogrzebowej w miasteczku (a działa w nim kilka zakładów). "Drejka" przez lata pracował na swoją markę. To nie tylko zakład i dom pogrzebowy, ale i usługi z zakresy zagranicznego transportu mercedes vito był prawie nowy, zaledwie trzyletni. Był sprawny, sprawdzaliśmy go przed wyjazdem. Wiemy, że poduszki powietrzne się po zderzeniu otworzyły - mówi Maciej Drejka, przedsiębiorca pogrzebowy. - Kierowca nie był zmęczony, bo był zaledwie 2 godziny w trasie. Tak trudno pojąć tę tragedię... Proszę mi wierzyć, że bolejemy nad nią podobnie jak rodziny pan Piotr i pan Leonard pochowani zostali na makowskim cmentarzu parafialnym. Pogrzeby odbyły się w sobotę, 24 kwietnia, a poprzedziły je modlitwy różańcowe od piątku. Jak relacjonują makowianie, były to jednocześnie godne i niewyobrażalnie smutne ceremonie doszło do czołowego zderzenia? Kto zawinił? Oto, co mówi prokuraturaŚledztwo w sprawie wypadku prowadzi Prokuratura Rejonowa Toruń Wschód, a czynności pod jej nadzorem wykonują policjanci. Pierwsze dni, które minęły od tragedii, to jednak zbyt krótki czas, by powiedzieć cokolwiek pewnego na temat jej Dlaczego doszło do zderzenia? Tego na razie nie wiadomo. Powołany zostanie biegły z dziedziny rekonstrukcji wypadków drogowych, którego opinia powinna pomóc odpowiedzieć na pytania o przebieg zdarzenia, jego przyczyny, okoliczności, w tym prędkość z jaka poruszały się samochody. Oczywiście, badany będzie także stan techniczny obu pojazdów - mówi prokurator rejonowa Izabela nasze grupy na Facebooku:Bieżące wypadki i utrudnienia w Kujawsko-PomorskiemGdzie dobrze zjeść w Toruniu i okolicach?Toruń Retro! Śledczy chcą też wiedzieć, w jakim stanie byli kierowcy aut, które się zderzyły. Pobrano próbki krwi, które zbadane zostaną nie tylko na obecność alkoholu, ale i substancji psychotropowych, odurzających. Jak podkreśla prokurator Izabela Oliver, dużą pomocą mogą okazać się w przyszłości zeznania świadków wypadku. Tyle, że przybyli na miejsce strażacy, policjanci i prokurator takich 20 kwietnia nie zastali. Jest jednak możliwe, że byli. Policja apeluje do osób, które były świadkami zdarzenia o osobisty lub telefoniczny kontakt z Wydziałem Dochodzeniowo-Śledczym KMP w zmarłych przyłącza się do tego apelu. - Bardzo prosimy osoby, które były świadkami wypadku, by skontaktowały się z policją albo z nami. Wyjaśnienia tragedii oczekują przede wszystkim rodziny naszych zmarłych pracowników, ale my również. Nie chcemy, by zmarli tajemnicę na zawsze zabrakli ze sobą - mówi Maciej zmarli, ale przyczynę dramatu ustalić trzeba. "Rodziny mają do tego prawo"Wszyscy uczestnicy tego tragicznego wypadku zmarli na miejscu. Auta zderzyły się czołowo z takim impetem, że nikt nie miał szansy na ratunek. Niezależnie od tego, kto spowodował wypadek, Prokuratura Rejonowa Toruń Wschód finalnie i tak umorzy śledztwo z uwagi na śmierć sprawcy - to oczywiste w tej przebieg tragedii, powody, okoliczności - wszystko to śledczy zobowiązani są przynajmniej próbować wyjaśnić. Prokurator Izabela Oliver również podkreśla, że rodziny mają prawo wiedzieć, co się wydarzyło. Dodajmy, że ustalenie przyczyn i sprawcy wypadku istotne będzie też w przyszłości ze względu na sprawy Według relacji właściciela zakładu pogrzebowego:*Kierowca był 2 godziny w trasie *Mercedes vito był trzyletni, sprawny, sprawdzany przed wyjazdem w drogę *Pracownicy byli doświadczeni - nie był to ich pierwszy transport zwłok, który mieli wykonać Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
\n \nceremonie pogrzebowe w niemczech
Można się przerazić. W częśći Ghany zmarłych chowa się w nietypowych trumnach fot. Nana Kofi Acquah/Getty Images. Oto najdziwniejsze zwyczaje pogrzebowe na świecie. Można się przerazić. Pogrzeb powietrzny, przebieranie zmarłych, chowanie w trumnach w kształcie papierosa i inne. Te zwyczaje pogrzebowe szokują.
Warszawska radna Agata Diduszko-Zyglewska interpeluje do ratusza w sprawie poszerzenia oferty Urzędu Stanu Cywilnego o usługi związane z prowadzeniem świeckiego pogrzebu i zatrudnienia mistrzów/mistrzyń ceremonii pogrzebowej. Szczegóły w tekście chcą świeckich pogrzebówWarszawska radna Agata Diduszko-Zyglewska złożyła interpelację w sprawie wprowadzenia świeckich pogrzebów w Warszawie. Jak twierdzi, zmotywowali ją mieszkańcy stolicy, którzy coraz częściej prosili radną o podjęcie działań w tej sprawie. - Mieszkańcy Warszawy, którzy chcą korzystać ze świeckiej formuły pogrzebowej dla swoich bliskich zwrócili się do mnie z pytaniem, czy Urząd Miasta zatrudnia urzędników - mistrzów ceremonii pogrzebowej, którzy pełniliby swoje obowiązki analogiczne do urzędników USC, którzy w imieniu państwa udzielają ślubów cywilnych - pisze radna w interpelacji, która trafiła już na biurka prezydenta świecki jest ceremonią, która pozbawiona jest wszystkich obrzędów oraz symboli religijnych. Takiego pogrzebu nie prowadzi ksiądz, nie ma mszy świętej ani wspólnej modlitwy. Bez księdza, ale z mistrzemJak mówi radna Didiuszko-Zyglewska, w tej chwili tego rodzaju usługi świadczą wyłącznie podmioty prywatne. - Będę wdzięczna za informację, czy istnieje możliwość poszerzenia oferty Urzędu Stanu Cywilnego o usługi związane z prowadzeniem świeckiego pogrzebu i zatrudnienia mistrzów/mistrzyń ceremonii pogrzebowej - pisze o krzyżPrzypomnijmy o poprzedniej interpelacji radnej Agaty Diduszko-Zyglewskiej, która w ubiegłym roku złożyła w ratuszu interpelację w sprawie umieszczania symboli religijnych w salach Urzędu Stanu Cywilnego. W piśmie zwróciła uwagę, że "urzędy miejskie zgodnie z obowiązującym prawem powinny być neutralne religijnie, ponieważ mają służyć wszystkim mieszkańcom, a nie tylko wyznawcom konkretnej religii". Interpelacja radnej została rozpatrzona pozytywnie - w środę 16 października 2019 r. krzyż został zdjęty ze ściany sali ślubów białołęckiego USC. Szczegóły sprawy znajdziesz też: Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
Moja babcia od 20 lat przebywała w Niemczech. Przez ten czas otrzymywała rentę z ZUS-u w Opolu. Praktycznie nie utrzymywaliśmy kontaktów, a „opiekowała się” nią córka mojej ciotki. Pod koniec listopada 2012 zmarła. Pogrzebem zajęła się w/w, która nota bene była jej prawnym opiekunem (bynajmniej tak twierdzi).
SpołeczeństwoKościół katolicki w Niemczech cierpi na brak narybku. Dlatego w wielu miastach i wsiach od pewnego czasu msze święte celebrują księża z zagranicy. Parafianie są z nich św Mateusza w Alfter niedaleko Bonn. Tutaj spotyka się regularnie parafia katolicka miejscowości liczącej 23 tysiące mieszkańców. Większość wiernych słucha kazania przez słuchawki, ponieważ ich ksiądz mówi po niemiecku z mocnym, indyjskim akcentem. Johny Paulose przybył do Niemiec przed pięcioma laty z południowoindyjskiego stanu Kerala. Niemiecka kultura i mentalność Zanim księża jak Johny Paulose podejmą pracę w parafii, wprowadza się ich w Archdiecezji Kolońskiej w tajniki niemieckiej mentalności i kultury. Wszystko wskazuje na to, że z powodzeniem. Ksiądz Paulose jest jednym z ponad 300 księży z Indii, którzy pracują obecnie w Niemczech. Na przestrzeni minionych trzydziestu lat liczba księży w Niemczech spadła z blisko do Wielu parafiom - zwłaszcza na terenach wiejskich - grozi zamknięcie. Dlatego też niemiecki Kościół katolicki zdecydował się na rekrutowanie księży z zagranicy. Pochodzą głównie z Indii, Polski, Ameryki Południowej i Afryki. Berlin: polski ksiądz Marek KędzierskiImage: DW Na przykład trzema parafiami w bońskiej dzielnicy Beuel opiekuje się ksiądz wikary Josey Thamarassery. Największym wyzwaniem są dla niego codzienna praca z członkami parafii, a zwłaszcza ceremonie pogrzebowe. Początkowo miał trudności ze znalezieniem odpowiednich słów, by przekazać członkom rodzin zmarłych wyrazy współczucia. Jego niemieckie słownictwo było - jak twierdził - zbyt proste i ubogie. Kursy przygotowawcze już w Indiach Po przybyciu do Niemiec księża z Indii przechodzą dwuletni kurs duszpasterski. Ponieważ Kościół chciałby przyspieszyć fazę adaptacyjną, planuje organizowanie programów przygotowawczych w południowoindyjskim Bangalore. Dominik Schwaderlapp, wikariusz generalny w diecezji kolońskiej, jest jednym z autorów programu, w ramach którego księża uczą się obowiązkowo niemieckiego i geografii. "Księża z zagranicy muszą zaznajomić się z sytuacją Kościoła katolickiego w Niemczech oraz poznać naszą mentalność". Katolickie kościoły w Niemczech ściągają duchownych z zagranicyImage: Pfarrei Mutter zum Guten Rat Kursy przygotowawcze mają skrócić proces adaptacyjny. Chodzi o to, by księża z zagranicy mogli tuż po przyjeździe podjąć pracę w parafiach. W trudniejszej sytuacji byli księża Paulose i Thamarassery, którzy po przybyciu do Niemiec musieli najpierw uczyć się niemieckiego, zrobić prawo jazdy, a następnie zapoznać się z zachodnią etykietą. Preeti John / opr. Iwona D. Metzner Red. odp.: Andrzej Pawlak
\n \n ceremonie pogrzebowe w niemczech
Innowacyjne kolumbarium z kamienia. Oferujemy kolumbaria w postaci modułów o różnych wielkościach, które są wykonane z najtrwalszego kamienia - granitu. Podstawowe moduły 360° posiadają od 16 do 48 nisz rozmieszczonych z czterech stron, zaś ogrodzeniowe od 24 do 72 nisz z trzech stron. Takie rozwiązanie pozwala tworzyć dowolne
O nas Elegancki pogrzeb z opłatami cmentarnymi: urnowy od 5025 złtradycyjny od 5455 złNowość!! Karawan włoskiej firmy PILATO Jaguar XF Tylko u nas niezależnie od ceny oprawa pogrzebu na najwyższym poziomie jakościowym (bezpłatnie winda baldachim) Opinie (15) Grażyna skorzystania z usługi: lipiec 2022 Kalia - profesjonalna firma z dużą wiedzą, doświadczeniem i chęcią pomocy w tak trudnej chwili jaką jest odejście najbliższej osoby. Panie (w moim przypadku z ul. Łostowickiej) załatwiają wszelkie formalności i doradzają. Piękna oprawa - trąbka, przemowa, podziękowania w imieniu rodziny. Panowie z obsługi na cmentarzu bardzo kulturalni, pomocni, schludnie wyglądający. Pogrzeb przeprowadzony z należytym szacunkiem i empatią. Wielkie podziękowania. Grażyna F. Odpowiedź obiektu: Bardzo dziękujemy za opinię AgnieszkaTermin skorzystania z usługi: grudzień 2021 Wspaniała organizacja, wszystko pięknie przygotowane, bardzo profesjonalna firma! Polecam! Uroczystość na najwyższym poziomie! Wprowadzono 7 miesięcy temu Katarzyna GniedziejkoTermin skorzystania z usługi: grudzień 2021 Bardzo profesjonalna firma .Przygotowanie i oprawa na najwyższym że mogliśmy dzięki wam tak godnie pochować naszą mamę Odpowiedź obiektu: Dziękujemy za zaufanie Wprowadzono 7 miesięcy temu JoannaTermin skorzystania z usługi: grudzień 2021 Najwyższy profesjonalizm, wszyscy pracownicy bardzo pomocni, pełni empatii i zrozumienia. Wielka to pomoc w tak ciężkim dla najbliższych momencie. Dziękuję. Wprowadzono 7 miesięcy temu MirelaTermin skorzystania z usługi: listopad 2021 Bardzo profesjonalna firma wszystko pięknie z organizowane każdy szczegół na najwyższym poziomie schludnie dodatkowo potrafią bez problemu korygować ewentualnie zaistniałe zmiany przez klienta bez robienia z tego tytułu problemu. Jeszcze raz z precyzuje Gorąco polecam tą firmę. Odpowiedź obiektu: Dziękujemy za opinię Wprowadzono 8 miesięcy temu MarekTermin skorzystania z usługi: listopad 2021 Wspaniale przygotowana uroczystość .wszystkim polecam. Wprowadzono 8 miesięcy temu Marta skorzystania z usługi: październik 2021 Pełen profesjonalizm wszystkich pracowników Polecam z całego serca. Dziekuje w szczególności Pani Joasi z filii przy ulicy Lostowickiej. Odpowiedź obiektu: Bardzo dziękujemy za opinię Wprowadzono 9 miesięcy temu JolaTermin skorzystania z usługi: październik 2021 Polecam, piękny pogrzeb pod każdym względem, począwszy od formalności pełny profesjoanlizm,spokój,oprawa,trąbka, byli zachwyceni. Odpowiedź obiektu: Bardzo dziękujemy za opinię Wprowadzono 9 miesięcy temu AnnaTermin skorzystania z usługi: wrzesień 2021 Chciałabym bardzo podziękować firmie Kalia za profesjonalne doradztwo. Mieszkam w Niemczech gdzie w sierpniu zmarł mój mąż, pogrzeb organizowała firma Kalia, wszystko było na najwyższym poziomie, wlascicielka pomogła mi w zorganizowaniu wszystkich formalności, miła obsługa. Jestem bardzo zadowolona i szczerze polecam. Odpowiedź obiektu: Dziękujemy za opinię Wprowadzono 9 miesięcy temu AnnaTermin skorzystania z usługi: wrzesień 2021 Bardzo profesjonalna firma, ogromne doświadczenie, wiedza, pomoc i wsparcie w tak trudnym momencie jakim jest śmierć bliskiej osoby. Z całego serca polecam! Odpowiedź obiektu: Dziękujemy za opinię Wprowadzono 9 miesięcy temu MichałTermin skorzystania z usługi: wrzesień 2021 Bardzo kulturalni Panowie grabarze .Pozdrawiam Wprowadzono 10 miesięcy temu ZbigniewTermin skorzystania z usługi: listopad 2020 Trzy razy S-Szybko-Sprawnie-Solidnie,pełen profesjonalizm polecam. Mirela JudewiczTermin skorzystania z usługi: październik 2020 Po naglej smierci mojej mamy musialam organizowac ceremonie pogrzebowa duzo rzeczy zwiazanych z pogrzebem niebylam w stanie sama zalatwic (mieszkam od 34 lat w niemczech) i niemam pojecia gdzie i co trzeba zalatwiac. Ale dzieki Firmie KALIA pokierowali mnie, co i gdzie, naprawde zajeli sie mna ze czulam sie tam zrozumiana. Musialam jezdzic kilka razy i kazdym razem bylam przyjeta i wysluchanq jak bym tylko ja byla tam wazna zawsze mieli czas zeby mna pokierowac i poinformowac co dalej. Wiem ze takiej firmy jak pogrzebowa niwpowinno sie dalej polecac ale jak niestety musisz pozegnac osoby bliskie w smutku to tam napewno cie wysluchaja. Cala ceremonia byla tez dobrze zorganizowana i dlatego bardzo dziekuje pracownikom KALI za to. Odpowiedź obiektu: Dziękujemy za zaufanie MonikaTermin skorzystania z usługi: wrzesień 2020 chciałabym bardzo podziękować firmie Kalia. za pochówek z rodziny podwałkow. szczególnie bardzo serdecznie dziękujemy panu za podwójną pomóc. bardzo dziękujemy. rodzina.
\n\n \n\n ceremonie pogrzebowe w niemczech
Ceremonie pogrzebowe; Prace kamieniarskie (nagrobki, otoczenia grobów, napisy nagrobne) Zarząd Cmentarzy Komunalnych w Warszawie. 01-797 Warszawa ul
29 marca 2021, 07:30 Energetyka Kanclerz, który przypieczętował Nord Stream i po zakończeniu kariery bronił Nord Stream 2, czyli Gerhard Schröder to postać barwna, która nie dorobiła się oficjalnie kroci na latach lobbingu rosyjskiego gazu w polityce niemieckiej i żyje dziś między innymi z zarobków zapewnionych mu przez prezydenta Rosji Władimira Putina. Aleksandra Fedorska przedstawia jego Schroeder i Władimir Putin. Fot. Kancelaria Prezydenta Federacji Rosyjskiej Kanclerz spektakularnych decyzji W połowie stycznia Gerhard Schröder paroma słowami w niemieckim tygodniku Der Spiegel przyciągnął uwagę polskich, ale i także niemieckich publicystów i komentatorów sceny politycznej. O ile stronie polskiej chodziło o jego, już nieomal rytualne w Niemczech, krytykowanie stanu demokracji i praworządności w Polsce, o tyle niemieccy eksperci nie mogli się nadziwić, że Schröder po raz pierwszy skrytykował aneksję Krymu przez Rosję, zaznaczając, że złamała ona prawo międzynarodowe. Ale to bynajmniej nie wszystko. Schröder krytykował Rosję także za atak hakerski na niemiecki Bundestag i jej kontakty z niemiecką partią prawicowo-populistyczną Alternative für Deutschland (AfD). Niemieccy publicyści zadają pytanie, czy to przypadkiem nie jest początek wolty lub zmiany frontu na tym późnym etapie kariery Schrödera. Z perspektywy Niemiec rola Schrödera wygląda nieco inaczej. To nie jest bynajmniej jakiś „master mind” stojący za obecnym modelem współpracy niemiecko-rosyjskiej. Nikt go także nie zalicza do panteonu wielkich niemieckich kanclerzy. Jednak kiedy w listopadzie 2005 roku żegnano Schrödera trzema melodiami, które spowodowały, że Schröder ocierał łzy, wzruszyli się nie tylko jego polityczni przeciwnicy, lecz także zwykli Niemcy przed telewizorami, bez względu na poglądy polityczne. Orkiestra dęta niemieckiej Bundeswehry po odegraniu „Mackie-Messer-Song” z “Opery za trzy grosze” zaprezentowała jeszcze „Summertime” Georga Gershwina, a finalnie zabrzmiał kultowy utwór „I did it my way“ w interpretacji Franka Sinatry. Całe życie i styl rządzenia Schrödera, który w latach 1998–2005 sprawował funkcję kanclerza Niemiec, to pasmo niekonwencjonalnych, czasem błędnych, ale zawsze nader śmiałych decyzji. Od sprzedawcy do kanclerza Schröder, urodzony w kwietniu 1944 roku, nigdy nie poznał swojego ojca, który poległ na wojnie. Wojska sowieckie nacierały wtedy na Rumunię i do obrony tego odcinka frontu Hitler wysłał 5000 żołnierzy. Wśród nich był Fritz Schröder, ojciec późniejszego kanclerza Niemiec. Wiadomo o nim tylko tyle, że w swoim krótkim 32-letnim życiu poza wojskiem trudnił się także dorywczo pracami w rolnictwie i miał niewielkie konflikty z prawem. O co zresztą w czasach Trzeciej Rzeszy nie było zbyt trudno – brak stałego meldunku czy drobna kradzież, aby zaspokoić głód, mogła dla wielu robotników sezonowych oznaczać spotkanie z karzącą ręką sprawiedliwości. Po wojnie matka późniejszego kanclerza wyszła za mąż za Paula Vosselera. Małżeństwo to doczekało się narodzin trójki dzieci, które dorastały razem ze starszym rodzeństwem z jej pierwszego małżeństwa. Sytuacja bytowa rodziny Schröder-Vossler była trudna. Matka piątki rodzeństwa pracowała między innymi dodatkowo jako sprzątaczka, czasem nawet 16 godzin na dobę. Jeszcze trudniej było, gdy Paul Vosseler, cierpiący na ciężką gruźlicę płuc, zmarł, zostawiając żonę z piątką dzieci. Na 80. urodziny staruszki pod jej mieszkanie podjechał srebrny mercedes. Solenizantka zajęła miejsce w limuzynie i w towarzystwie bliskich świętowała swój dzień w bardzo dobrej restauracji. Za rachunek zapłacił kochający syn i świeżo upieczony premier Dolnej Saksonii, Gerhard Schröder. W ten sposób spełnił obietnicę, którą złożył wiele lat wcześniej. Mercedes musiał być srebrny, tak jej to wtedy obiecał, gdy ona była u kresu sił i nie wiedziała co włożyć do garnka. Rodzina Schröderów jest wyznania ewangelickiego, o czym świadczyły ceremonie pogrzebowe matki i siostry Schrödera, który jednak przy zaprzysiężeniu na kanclerza w 1998 roku ostentacyjnie zrezygnował z ostatniego zdania przysięgi – „tak mi dopomóż Bóg”. Gerhard chodził do szkoły w małej miejscowość z powiecie Lippe, w landzie Nadrenia Północna-Westfalia. Na swojej stronie internetowej Schröder wspomina szczęśliwe momenty w miejscowej drużynie piłkarskiej, w której wreszcie czuł się dowartościowany, dzięki sukcesom sportowym i szacunkowi kolegów. W życie zawodowe wkroczył wcześnie, ucząc się zawodu sprzedawcy. Po pracy dokształcał się w szkołach wieczorowych. W 1966 roku zrobił maturę, co umożliwiło mu rozpoczęcie studiów prawniczych, które odbył na uniwersytecie w Göttingen. W 1971 roku zdał pierwszy egzamin prawniczy. Nieco inny start mieli tacy niemieccy kanclerze jak Konrad Adenauer (1876-1967), Helmut Kohl (1930-2015), Helmut Schmidt (1918-2017) czy nawet Willy Brandt (1913-1992). Co prawda urodzony w pięknej Lubece Brandt był nieślubnym dzieckiem sprzedawczyni Marty Frahm i z początku też nie miał łatwo. Potem dorastał jednak u boku przybranego dziadka w środowisku hanzeatyckiego drobnomieszczaństwa. Z kolei ojciec Adenauera był wybitnym prawnikiem, a zamożna rodzina przywiązywała duże znaczenie do kształcenia dzieci. Inny „hanzeata” z północnych Niemiec, Helmut Schmidt, pochodził z domu nauczycielskiego i był od najmłodszych lat wyjątkowo zdolnym uczniem. Natomiast Helmut Kohl był synem wyższego urzędnika i nic nie świadczy o tym, aby za młodu doświadczał ubóstwa. Do polityki Gerhard Schröder trafił w 1963 roku. Jako 19-latek zapisał się do SPD (Socjaldemokratycznej Partii Niemiec). Wybór ten nie był oczywisty. Schröder chodził w tym czasie także na spotkania innych obozów politycznych, nawet tych skrajnych. Z perspektywy czasu widać pewną logiczną ewolucję młodego chłopaka, który czuł się pominięty i niedowartościowany przez rówieśników z organizacji młodzieży chrześcijańskiej. Schröder wspominał, że bolało go, kiedy duchowni preferowali rozmowy z licealistami, a zapominali o dzieciach robotników i miejscowej biedocie. Pierwsze kroki w polityce Schröder zrobił w socjaldemokratycznej młodzieżówce partyjnej Jusos. Jako student został szefem jej struktur w Göttingen. Sukcesywnie wspinał się po kolejnych szczeblach kariery tej organizacji, aż dotarł na sam szczyt i został jej przewodniczącym. W czasach studenckich w Göttingen Schröder po raz pierwszy wszedł w związek małżeński. Pierwszą wybranką była Eva Schubach, o której niewiele wiadomo, poza tym, że para znała się jeszcze w wiosce, w której dorastał Schröder. Małżeństwo nie trwało długo, bo już cztery lata później Schröder poślubił studentkę pedagogiki Anne Taschenmacher, którą poznał na uczelni. Drugi egzamin prawniczy Schröder zdał w Hanowerze, gdzie w 1976 zdobył uprawnienia do pracy jako adwokat. Stolica Dolnej Saksonii jest od tego czasu jego miastem. Zmieniał kobiety, piął się po kolejnych szczeblach kariery politycznej, ale nie zmieniła się jego miłość do to ulubionej drużyny piłkarskiej Hannover 96. Czterdzieści lat po swojej przygodzie w radykalnej socjaldemokratycznej organizacji młodzieżowej, Jusos, Schröder stwierdził, że Jusos był wtedy bardzo interesującym nurtem, ale on nigdy nie zrozumiał, dlaczego jego członkowie byli tak negatywnie nastawieni do państwowości. Jako przewodniczący Jusos zbliżył młodą socjaldemokrację do pozycji nowego ruchu społeczno-politycznego, jakim byli wtedy Zieloni. Drugie małżeństwo Schrödera, podobnie jak pierwsze, nie cieszyło się jeszcze nieustannym zainteresowaniem wścibskich tabloidów, gdyż parze daleko było jeszcze wtedy do statusu celebrytów. Skończyło się to, gdy Schröder w 1980 roku został posłem do Bundestagu, wtedy jeszcze z siedzibą w Bonn. W tym czasie był już pełnoetatowym politykiem, co wpłynęło korzystnie na jego prestiż społeczny i finanse. Rok 1980 przyniósł także kolejne, trzecie małżeństwo. W ramach kampanii wyborczej do Bundestagu, na przejażdżce rowerowej, Schröder podczas ulewy zdjął spontanicznie swoją kurtkę i okrył ją ramiona młodej socjaldemokratki, mężatki i matki dwójki dzieci, Hiltrud Marion Hampel. Wkrótce całe Niemcy poznały ją jako Hillu. Od początku ich relacji, a zwłaszcza po ślubie w 1984 roku, Hillu zajmowała bardzo eksponowaną pozycję. W tamtym okresie w zachodnioniemieckim świecie politycznym było to czymś nowym i niezwykłym, choć u socjaldemokratów na pewno bardziej akceptowalnym, niż w kręgach chadeckich. Hillu i Gerhard Schröder stali się czymś w rodzaju Kennedych na miarę landowej polityki, głównie dzięki szybko rozwijającej się karierze Gerharda oraz pewnej symbiozie z mediami. Lata 80. i wczesne 90. to w Niemczech czas kolorowych czasopism i pierwszych prywatnych stacji telewizyjnych. Schröderowie chętnie wypowiadali się o wszystkim, a Hillu zajmowała się takimi medialnymi tematami jak awaria w Czarnobylu i ochrona zwierząt. Media uwielbiały Schröderów – z wzajemnością. To uwielbienie było jednak dość płytkie i podszyte tanią sensacją. Całkiem inaczej było w przypadku Helmuta Schmidta i Hannelore “Loki” Schmidt. To partnerskie i jak na tamte czasy bardzo postępowe małżeństwo oraz wysoki poziom intelektualny obojga mówił sam za siebie. W Hanowerze Schröder wyrasta na jedną z najważniejszych postaci w partii socjaldemokratycznej. Od połowy lat 90. było już oczywiste, że to Schröder, polityk młody i dynamiczny, ale umiarkowany w socjalistycznych zapędach, zakończy erę Helmuta Kohla, który rządził Niemcami od 1982 roku. I wtedy media zaczynają nagle pisać o aferze premiera Dolnej Saksonii z dziennikarką Doris Köpf. Jest ona od niego młodsza o prawie 20 lat. Hillu znów skupia na sobie uwagę tabloidów, ale w sposób inny od tego, do którego była przyzwyczajona. Był rok 1996 i wydawało się, że porzucenie małżonki to coś, co dla wyborców będzie niemożliwe do strawienia. Jednak Schröder zbytnio się tym nie przejmował. Rozstał się z Hillu, nie oszczędzając jej w wywiadach. Na przykład krytykował jej kulinarne osiągnięcia – jako wegetarianka stroniła od mięsa. To wszystko działo się nieomal publicznie i w niewyobrażalnym tempie: afera z młodą, nieznaną dziennikarką, głośny rozwód z Hillu i natychmiastowy ślub z Doris. Tak więc to nie elegancka, elokwentna i lubiana Hillu została w 1998 żoną kanclerza Niemiec, tylko Doris Schröder-Köpf. Jednak przez siedem lat rządów Schrödera Niemcy nie otworzyli swoich serc dla tej mało wyrazistej kobiety. Właśnie w tym okresie społeczeństwo niemieckie po raz pierwszy dowiedziało się dopiero o tragedii i cierpieniach, przez które przechodziła, z dala od kamer i fleszy aparatów fotograficznych, Hannelore Kohl. Była ona od lat bardzo ciężko i nieuleczalnie chora. Cierpiała na ekstremalną alergię na światło. W 2001 roku popełniła samobójstwo. Niegdyś prawie niezauważalna małżonka politycznego giganta, jakim był Helmut Kohl, stała się wtedy dla Niemców ideałem, któremu długo nikt nie będzie mógł dorównać. Schröder rządził w koalicji z Zielonymi, którym przewodził Joschka Fischer. Ci dwaj mężczyźni, obydwaj praktycznie bez zaplecza w postaci kontaktów rodzinnych i układów w wyższych sferach, obydwaj autodydakci, rozumieli się świetnie. Wybrani na fali zmęczenia rządami Helmuta Kohla, swoje rządy zaczęli od wielkich reform. Równocześnie pozbyli się wewnętrznej konkurencji – lewicowy i popularny Oskar Lafontaine odszedł już 1999 roku. Pod rządami SPD i Zielonych zaczęło się wychodzenie Niemiec z energii jądrowej. Schröder i Fischer ryzykowali wiele, gdy ostro odmówili USA wsparcia w wojnie w Iraku. Natomiast całkiem bez skrępowania Schröder już w 2004 roku wychwalał Władimira Putina, nazywając go „nieskazitelnym demokratą”. Bezwzględny i cyniczny Putin potrafił umiejętnie łechtać ego niemieckiego kanclerza. Schröder jako kanclerz Niemiec był dla rosyjskiego autokraty wymarzonym partnerem. Szef niemieckiego rządu mówił o szczególnej przyjaźni, która go łączy z prezydentem Rosji. Z kolei Putin ułatwił małżeństwu Schröderów adopcję dwójki dzieci z Rosji. Być może powodem tej miłości do Rosji i Putina było to, że inni wielcy tego świata, tacy jak George Bush, Tony Blair czy Jacques Chirac, nigdy nie uznali go za „swego”. Jako kanclerz Schröder potknął się dopiero na reformach socjalnych. Do dziś wielu zadaje sobie pytanie: jak człowiek, który dobrze poznał gorzki smak biedy, mógł rozmontować niemiecki system socjalny? Ani żaden liberał, ani nawet zamożny chadek nie odważyłby się tego zrobić. Reformy Schrödera w pierwszej połowie lat 2000. były szokiem dla tego kraju, przyzwyczajonego do wysokiego standardu świadczeń socjalnych. Kontynuując swoje wspaniałe relacje z mediami, a szczególnie z tabloidem „Bild”, Schröder zasłynął z wypowiedzi o domniemanym lenistwie i wygodnictwie osób bezrobotnych. Całkiem bez wyczucia pozował z cygarem w luksusowym otoczeniu, gdy jednocześnie wielu Niemców drżało z lęku przed degradacją społeczną i biedą. Jako kanclerz Schröder tego czasu nie przetrwał. Jednak nadal ma wielu wielbicieli, którzy są przekonani, że wielki sukces gospodarczy Niemiec w ostatniej dekadzie należy zawdzięczać właśnie tym reformom. Emerytura od Putina Krótko po utracie władzy Schröder otrzymał lukratywną propozycję od Putina i obecnie zasiada w radach nadzorczych najważniejszych firm energetycznych zależnych od Kremla. Niestrudzenie lobbuje na rzecz gazociągu Nord Stream 2 i wychwala politykę rosyjską. Nie wygląda na to, aby miał z tym jakieś problemy. Zresztą zawsze mało go obchodziło, co myślą inni. Dla większości Niemców była to przysłowiowa kropka nad i. Tak jak Schröder nie potrafił się zapisać to historii jako wielki kanclerz, tak nie potrafił znaleźć sobie odpowiedniego miejsca w późniejszych czasach. Nie wykładał na najlepszych uczelniach kraju, nie napisał interesujących wspomnień, ani nie poszedł drogą Schmidta, który przez dziesięciolecia komentował błyskotliwie politykę niemiecką na łamach renomowanej gazety “die Zeit” i w innych mediach. W roku 2012 jako przewodniczący komitetu akcjonariuszy w Nord Stream Schröder nie zarabiał kroci. Gazeta Neue Zürcher Zeitung (NZZ) podała wtedy, że była to kwota rzędu 250 000 euro rocznie. Jest to z grubsza porównywalne do miesięcznych dochodów Angeli Merkel, które wynoszą 25 000 euro miesięcznie, a więc nie tak wiele. Czy zarobki Schrödera od tego czasu wzrosły? Tego media nie podają. Wiadomo natomiast, że Schröder mieszka w mieszkaniu własnościowym w Hanowerze. Do jego osobistego majątku należą także dwa inne mieszkania w tym mieście. Jak na dorobek życia prawnika, światowej rangi polityka i ważnej osobistości w rosyjskich koncernach wygląda to wręcz skromnie. Ostatnie lata nie były dla Schrödera łatwe. Tym razem to nie on rzucił kobietę, ale ona jego, i to dla innego mężczyzny. Nowym partnerem Doris Schröder-Köpf jest Boris Pistorius, minister w obecnym rządzie Dolnej Saksonii. Po rozstaniu były kanclerz cierpiał bardzo publicznie i chętnie użalał się nad swoim ciężkim losem w kolorowych czasopismach i tabloidach. Nie trwało to jednak zbyt długo. Małżonką numer pięć w 2018 roku została koreanka Kim So-yeon, rocznik 1968.
\n\n \nceremonie pogrzebowe w niemczech
111 firm dla zapytania ceremonie Sprawdź listę najlepszych firm dla Twojego zapytania w całej Polsce Zdobądź dane kontaktowe i poznaj opinie w serwisie Panorama Firm
To, że nekropolia ta nie podzieliła losu wielu startych z powierzchni ziemi cmentarzy polskich na Kresach, jest zasługą wielu osób i instytucji polskich, Grażyny Orłowskiej-Sondej z ośrodka Telewizji Polskiej we Wrocławiu, będącej inicjatorką wielkiej akcji pod nazwą "Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia", w którą udało się jej zaangażować setki nauczycieli i młodzieży szkolnej. Cmentarz w Kołomyi był jedną z nekropolii objętych tą akcją. Cmentarz odbudowywano przy poważnym wsparciu Towarzystwa Miłośników Kołomyi "Pokucie", któremu przewodzili Danuta Krupska i dr Zbigniew Berling. Przez lata organizowano zbiórki pieniędzy na remont tej nekropolii i przekazywano ks. Alfonsowi Górowskiemu - proboszczowi w Kołomyi, który doprowadził do odbudowy ogrodzenia cmentarnego. Akcję tę wsparli parlamentarzyści polscy, posłowie Tadeusz Samborski i wicepremier Andrzej Lepper (1954-2011) - rodzinnie związani z Kresami. Swój udział w ratowaniu tej nekropolii mają również księża, nauczyciele i uczniowie szkół śląskich z Wołczyna, Ziębic, Dzierżoniowa i Kluczborka oraz prywatni darczyńcy, Bożena i Jerzy Grabowscy, Maria Dytko, Mieczysław Gaweł - z Wrocławia; Jadwiga Tarkowska - z Oławy; Czesława i Mieczysław Wierzbiccy - z Wołczyna. Na początku XXI wieku ufundowano nową kutą bramę z rzeźbą orła polskiego i odnowiono kilka pomników pomnikiem na tej nekropolii jest potężny, piętrowy grobowiec poświęcony legionistom. Wzniesiono go w 1922 roku według projektu Stanisława Daczyńskiego. Pod stożkową płytą dachową, zwieńczoną rzeźbą wielkiego orła siedzącego na skale, umieszczono płaskorzeźby jeźdźców na koniach. W II Rzeczypospolitej pomnik ten był wyjątkowo czczony. W 1946 roku, w czasach sowieckich, został odarty z marmurowych płyt z nazwiskami ofiar. W 1995 roku został poddany konserwacji przez zespół Janusza Smazy z warszawskiej ASP. Na cmentarzu tym znajduje się również duży monument poświęcony ofiarom zbrodni pod kołomyjską wsią Kosaczów, dziś dzielnicą Kołomyi. Wzniesiono go, aby uczcić pamięć zmarłych w wyniku głodu, chorób i zimna, internowanych w czasie wojny polsko-ukraińskiej w pierwszej połowie 1919 roku. Rząd Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej polecił wówczas aresztować i internować przedstawicieli inteligencji polskiej, głównie nauczycieli, działaczy samorządowych, prawników i rodziny polskich oficerów. Przetrzymywano ich w obozie pod Kosaczowem w nieludzkich warunkach, a po wybuchu tam epidemii tyfusu i czerwonki internowani marli setkami, nie otrzymując żadnej pomocy lekarskiej. W sumie zmarło tam ponad tysiąc osób. Centralnym znakiem tego monumentu jest krzyż z łańcuchem zawieszonym na jego ramionach i tabliczką: Ofiarom Kosaczowa - cmentarzu w Kołomyi zachował się nagrobek Jana Szymeczki (1842-1933) - właściciela kołomyjskiej piekarni: na porcelanowej, rozbitej fotografii można jeszcze dostrzec rysy twarzy powstańca w czapce żołnierskiej, bo ten późniejszy, znany z wypieków smacznego pieczywa rzemieślnik, w młodości brał udział w powstaniu styczniowym, a rodzina jego uważała to za szczególny powód do chwały. W pamiętniku kołomyjanki Krystyny Greniuch (1921-1997) - po wojnie mieszkanki Lewina Brzeskiego i dyrektorki przedszkola wojskowego w Brzegu, córki kołomyjskiego kolejarza Tadeusza Greniucha (1894-1923), legionisty i obrońcy Lwowa, natrafiłem na zapis: W Kołomyi było dwóch powstańców styczniowych. Znałam ich, bo mieszkali niedaleko, koło nas. Jeden nazywał się Szymeczko i prowadził piekarnię - bardzo dobre było u niego pieczywo. Drugi nazywał się Poldek Ciesielski. Mieszkał przy ulicy Sienkiewicza w małym dworku koło "parku studenckiego" nad Prutem. Co rok 11 listopada wieczorem przychodziła orkiestra wojskowa i grała im pod oknem swoje pieśni. Był to wzruszający moment, a staruszkowie mieli łzy w Szymeczko zmarł w wieku 91 lat. Jego córka, Anna, wyszła za mąż za Józefa Wójcika z Jasła i związek ten, w którym urodziło się ośmioro dzieci, dał początek bardzo patriotycznej rodzinie Wójcików. Urodzony w Kołomyi w 1929 roku Zbigniew Wójcik - z zawodu leśnik, był po osiedleniu się na Śląsku długoletnim kierownikiem administracyjnym Biura Urządzania Lasów i Geodezji Leśnej w Brzegu. Jego syn, Janusz Wójcik (rocznik 1960) - poeta, animator kultury na Śląsku Opolskim, autor wierszy o ziemi przodków, jest od kilkunastu lat głównym organizatorem festiwali poezji w Zamku Piastów Śląskich w Brzegu, znanych pod nazwą "Najazd Poetów na Zamek", w których oprócz Polaków biorą udział poeci z Litwy, Ukrainy, Białorusi, Czech, Moraw, Węgier i Słowacji. Część kołomyjskiej rodziny Wójcików osiadła w Prudniku oraz w Szczecinie. Jest też pomnik Józefa Stadniczenki, który zginął śmiercią lotnika zestrzelony nad Kołomyją w czasie I wojny światowej. Do krzyża na jego mogile przybito śmigło samolotowe. Stadniczenkowie to stara rodzina kołomyjska, której przedstawiciele po II wojnie światowej osiedli na Śląsku. Franciszek Stadniczenko (1908-1999) - ekonomista, syn oficera i właściciela stadniny koni w Kołomyi - i jego żona, Helena z Błońskich (1911-1992) - prawniczka po Uniwersytecie Jana Kazimierza - zmarli w Oleśnicy. Ich syn, prof. Leszek Stadniczenko (rocznik 1947), prawnik, był współtwórcą Wydziału Prawa na Uniwersytecie Opolskim i jego pierwszym złym stanie zachowało się miejsce ostatniego spoczynku Kornela Skoreckiego (1885-1943) - wysokiego urzędnika pocztowego, prezesa Związku Pocztowców Rzeczypospolitej Polskiej w Kołomyi. Był postacią popularną i lubianą, co zawdzięczał głównie swej żonie, z pochodzenia Czeszce, Herminie z domu Pawlistik (1895-1984), która prowadziła dom otwarty. Na przyjęcia do Skoreckich przychodzili burmistrz Kołomyi Józef Sanojca - poseł na Sejm, jego zastępca Karol Mahr i Stanisław Boroń - dyrektor najbardziej renomowanego w mieście gimnazjum. Po wojnie Hermina z synami Janem i Karolem osiadła w Gryficach na Pomorzu. Jan Skorecki (1922-1985) był oficerem LWP, a gdy popadł w niełaskę polityczną, trafił, jak jego ojciec, na pocztę, ale w Karol Skorecki (1933-2012), od młodości zapalony harcerz, zapisał piękną kartę w dziejach powojennych Gryfic. Z wykształcenia fizyk, przez pół wieku pracował w tamtejszych szkołach, będąc długoletnim dyrektorem Zespołu Szkół Budowlanych. Uczył młodzież miłości do harcerstwa i odpowiedzialności za słowo. Jego mottem życiowym było powiedzonko, które często przywoływał: "Odpoczywaj na piasku, a buduj na skale". Był pomysłodawcą kształtu herbu Gryfic i autorem wzruszającej książeczki "Moja Kołomyja" (Gryfice 2009), bogato ilustrowanej zdjęciami z kołomyjskiego albumu rodzinnego i pełnej nostalgii za miastem, z którego czuł się wygnany. Gdy mógł, do ostatnich swych dni odwiedzał Kołomyję i rozdawał przyjaciołom swą książeczkę o tym mieście. Spoczywa na cmentarzu w cmentarzu kołomyjskim spoczywa również Wacław Jakub Jeziorko (1859-1935) - malarz, autor polichromii w kościołach: jezuitów i ewangelickim w Kołomyi oraz w kościele w Kutach, a także w licznych kaplicach w okolicach Kołomyi. Lubin Biskupski - kołomyjski WokulskiNa cmentarzu w Kołomyi zachował się nagrobek Lubina Śreniawy-Biskupskiego (1840-1916) - jednej z najważniejszych postaci w dziejach przemysłu galicyjskiego, właściciela Fabryki Maszyn i Urządzeń Przemysłowych. Lubin Biskupski pochodził z Litwy, gdzie miał duży majątek, ale za udział w powstaniu styczniowym stracił swoje dobra i groził mu Sybir. Uciekł więc z zaboru rosyjskiego i osiadł w Kołomyi, gdzie - dzięki przedsiębiorczości i niezwykłej inteligencji - dorobił się ponownie dużego majątku. Bolesław Prus, który poznał Lubina Biskupskiego w czasie jednego ze swoich pobytów w Nałęczowie, musiał być pod wrażeniem tego spotkania, skoro w swoim "Dzienniku" napisał: Pomysłowy człowiek ten pan Biskupski. Gdyby był w Ameryce, dorobiłby się wielu milionów. Ten zapis dał asumpt, że w Kołomyi mówiło się, iż Lubin Biskupski był jednym z prototypów postaci Stanisława Wokulskiego z powieści "Lalka" Bolesława Biskupskiego, którą po jego śmierci odziedziczyli dwaj jego synowie: Karol (1886-1963) i Bolesław (1888-1970), to legenda Kołomyi - najstarsze i największe przedsiębiorstwo w tym mieście, zatrudniające kilkaset osób. Spadkobiercy okazali się równie zdolnymi przedsiębiorcami jak Lubin Biskupski. Rozbudowali fabrykę. Produkowali młockarnie, sieczkarnie, pompy wodne, magle, młyny wodne, urządzenia wodociągowe i sprzęt wojskowy. Otworzyli odlewnię żeliwa oraz poszerzyli asortyment sprzedawanych towarów o luksusowe samochody marki Ford i Chevrolet, sprowadzane głównie dla bogatych właścicieli szybów naftowych. Przedsiębiorstwo nosiło oficjalną nazwę: Fabryka Maszyn i Odlewnia Bracia Biskupscy SA Kołomyja i mieściło się przy ulicy Jagiellońskiej 121. Fabryka była przez 70 lat w rękach Biskupskich. Została upaństwowiona we wrześniu 1939 roku przez bolszewików i nazwana "Maszynostroitielnyj Zawod im. Towariszcza Nikity Chruszczowa".Zachowały się pamiętniki córki Karola Biskupskiego, Ireny Chmielowiec. Jest tam wstrząsający zapis, w jaki sposób bolszewicy niszczyli rodzinę Biskupskich i ich sławną fabrykę. Warto zacytować fragment tego dziennika. Pod datą 18 września 1939 roku zapisano: Cisza. Nie przed burzą, lecz po niej. Tak samo jak inni Polacy staramy się nie wychodzić z domu. Palimy się ze wstydu za przegraną wojnę z Niemcami. Jeszcze dwa dni temu marszałek Rydz-Śmigły z całym sztabem kwaterował w naszym mieście. Stąd miała się zacząć kontrofensywa. Dziś już wiemy. Cały rząd uciekł do Rumunii. Czujemy się oszukani, wyprowadzeni w pole. Do ostatka wierzyliśmy w naszą mocarstwowość. Jeszcze parę dni temu ulice Kołomyi zawalone były samochodami z numerami rejestracyjnymi ze stolicy. A więc ci, co uciekali z Centralnej Polski. My, jak od wieków, musimy osłaniać całość. Wszystko szło na Kuty, tam zostawiali samochody i w bród, gdzie tylko płytka woda, przez Czeremosz do Rumunii. Moc samochodów leży teraz po rowach, kręcą się przy nich spryciarze. Wszystko się zawaliło, ale są tacy, którzy chcą się dorobić. (...)Ojciec i stryj poszli do fabryki niepewni, co z nimi będzie. Obaj legioniści, synowie powstańca, ani im do głowy nie przyszło uciekać za granicę, chociaż Rumunia tuż za miedzą, a wszystkie przejścia graniczne dobrze nam znane. (...)20 września 1939 roku córka Karola Biskupskiego zapisała w pamiętniku: Przyjechał na rowerze nasz stróż fabryczny Rudolf Tabaczuk. "Panie dyrektorze - powiedział do mego ojca. - W fabryce zawiązał się komitet robotniczy. Chcieli, żebym im oddał klucze do że od nich kluczy nie brałem, więc im ich nie oddam. Wyrzuciłem klucze do wychodka i powiedziałem, niech ich szukają w g..., to dla nich odpowiednie zajęcie. Odchodzę, pojedziemy na wieś, do rodziny żony i tam doczekamy powrotu Polski".Karol Biskupski w swoim pamiętniku procedurę przejęcia fabryki przez bolszewików opisał następująco: Po zajęciu Kołomyi przez bolszewików część robotników fabrycznych, głównie komunistów, jak Baraniuk, Litwińczuk, Czerkas, zażądali kluczy od kasy i wydania im kierownictwa fabryki, co też z bratem Bolkiem zdecydowaliśmy się uczynić, wierząc, że to tylko chwilowe. W końcu września 1939 roku przyszedł do fabryki Moskal, nazwiska nie pamiętam, i ogłosił się dyrektorem. Pochodził z Donbasu. Na zebraniu fabrycznym uchwalono przyjąć mnie jako głównego kierownika technicznego, a Bolka jako komercjalistę. Wzywany byłem kilkakrotnie do starostwa z ich obsadą i tam Żydzi nazywali mnie "krowopijiec" [krwiopijca] publicznie na zebraniu. Przetrzymałem bardzo ciężkie chwile cierpliwie, mozolnie i ciężko pracując we własnej fabryce jako najemnik. (...) Niemcy, koloniści z mojej fabryki, prosili, bym zapisał się jako volksdeutsch i wtedy mógłbym z nimi wyjechać. Odmówiłem stanowczo. Nie miałem zamiaru uciekać za miesięcy później całą rodzinę Biskupskich wywieziono na Sybir, skąd wydostali się dzięki armii Andersa, z którą przeszli cały szlak bojowy. Karol Biskupski osiadł po wojnie w Wielkiej Brytanii, gdzie pracował jako wykładowca w szkole technicznej w Lilford. Zmarł w Londynie. Bolesława Biskupskiego z rodziną losy rzuciły do Brazylii, do miasteczka Belo Horizonte, gdzie stworzył warsztat naprawy maszyn rolniczych i dobrze prosperującą wypożyczalnię dźwigów, i tam w 1970 roku zmarł, a firmę przejął jego syn rodziny Biskupskich mogą stanowić zadziwiającą sagę, która czeka na twórcę o odpowiedniej skali talentu. Podstawowe fakty do tej sagi zgromadziła Bożena Krupska w rocznikach "Gdzie szum Prutu".Na kołomyjskim cmentarzu spotkałem wiele wierszowanych epitafiów, mówiących o bólu po stracie bliskich. Na grobie tragicznie zmarłej w wieku 22 lat Heleny Gruszkowskiej (1889-1911) jej zbolały mąż, urzędnik namiestnictwa, kazał wykuć sentencję:Czym jest życie? Zagadką, światła z śmierć dowodem nas żyjących męczarnią, Ciebie, Helciu, tylko żonie mążDziś na cmentarzach polskich zaniechano tak bardzo częstych niegdyś w naszej tradycji epitafiów wierszowanych. Nie podaje się też na współczesnych pomnikach zawodów i zasług zmarłych. Czy nie warto wrócić do tradycji? Cmentarz jest ciągle otwartą księgą dziejów miasta. Cóż by można było powiedzieć o ludziach pochowanych na cmentarzu w Kołomyi, gdyby rodziny nie umieściły na tablicach nagrobnych informacji o zasługach, profesjach i okolicznościach śmierci CharonW chaszczach cmentarnych w sierpniu 2011 roku natrafiłem na otwarty, sprofanowany grobowiec rodziny Rozalii z Siwińskich (1856-1915) i Józefa Dolińskiego (1855-1921) - właścicieli willi z werandą, dużego ogrodu oraz warsztatu ślusarsko-kowalskiego, których dwaj synowie zapisali piękną kartę w dziejach Kołomyi. Julian Doliński był właścicielem dwupiętrowej kamienicy oraz drukarni wydającej książki i pocztówki patriotyczne, a młodszy, Adam, miał największy w Kołomyi zakład pogrzebowy, przy ulicy Legionów 34. Prowadził też duży sklep z różnymi, często luksusowymi akcesoriami funeralnymi. Dysponował dwoma zdobnymi, z rzeźbami czarnych aniołów, karawanami oraz powozami z zaprzęgiem rasowych koni. Obsługa ubrana była w specjalne żałobne uniformy ze złotymi guzikami na marynarkach i bordowymi lampasami na spodniach. Organizowane przez niego ceremonie pogrzebowe wyróżniały się elegancją i dbałością o majestatyczną formę. Nazywano Dolińskiego "kołomyjskim Charonem", bo nikt tak jak on nie potrafił w zaświaty przewieźć swego klienta. Jego zakład nosił nazwę "Concordia" (czyli zgoda), podobnie jak słynna firma Kurkowskiego we Lwowie, która też weszła do legendy miasta dzięki mistrzostwu w organizowaniu Doliński był bardzo aktywnym społecznikiem, członkiem rady miasta oraz szefem kongregacji kupieckiej. Jego żona, Barbara, która przez lata towarzyszyła mu w prowadzeniu zakładu, zmarła w 1950 roku w Opolu. Przyjechała do bratanicy jej męża Stanisławy Keckowej - matki opolskiej bizneswoman Krystyny Leszczyńskiej. W opolskim domu Leszczyńskich przechowywane są fotografie i dokumenty rodzinne Dolińskich. Syn Adama Dolińskiego, Alfred, ukończył politechnikę w Gliwicach i odbudowywał przemysł na Śląsku. Kolejne pokolenie Dolińskich po studiach chemicznych trafiło do Płocka. Tak układa się pokrótce rys diaspory jednej z kołomyjskich rodzin, w tym wypadku rodziny "kołomyjskiego Charona".
BLOG POGRZEBOWY. Blog pogrzebowy E-POGRZEBY powstał, aby przybliżyć czytelnikom tematykę związaną z polskim rynkiem funeralnym. Zagadnienia dotyczące branży pogrzebowej wchodzą w „orbitę” naszych zainteresowań najczęściej w momencie w którym jesteśmy zmuszeni zorganizować pożegnanie ukochanej osoby. Blog ma na celu
Rokokowy sarkofag cesarzowej Marii Teresy ma trzy metry wysokości wikipediaMaria Krystyna Habsburg, pochowana wczoraj w Żywcu księżna, pogrzeb miała skromny, lecz godny. Nie taki jak jej austriaccy krewni, którzy uwielbiali pochówki pełne przepychu. Ale nie ma się co dziwić, w końcu większość Habsburgów kończyła żywot w Wiedniu, mieście, które kocha celebrę. O cesarskich pogrzebach i wiedeńskim kulcie śmierci pisze Maria ZawałaGdyby Maria Krystyna Habsburg, niedawno zmarła księżna, której pogrzeb odbył się w Żywcu, mieszkała w Wiedniu w czasach świetności monarchii austro-węgierskiej, z pewnością pochowana zostałaby w rodzinnej krypcie Habsburgów w kościele u kapucynów. Ale Maria Krystyna pochodziła z polskiej linii Habsburgów i jako polska księżniczka von Altenburg, była córką arcyksięcia Karola Olbrachta Habsburga i jego morganatycznej żony Szwedki, Alicji Ankarcrony. Ze względu na pochodzenie z morganatycznego związku nie posiadała prawa do dziedziczenia tronów Habsburgów, nie mając także prawa do zwyczajowych dla Habsburgów tytułów arcyksiążąt cesarskich i książąt królewskich. Na mocy rodzinnego postanowienia była arystokratką z tytułem księżnej von to, jej pogrzeb i tak był dla mieszkańców Żywca wielkim wydarzeniem, choć trumny nie ciągnęła cesarska kareta i kare konie. Ale Maria Krystyna Habsburg nigdy nie żyła w przepychu. I nigdy nie pragnęła, by jakikolwiek zbytek, tak przecież uwielbiany przez jej austriackich krewnych, towarzyszył jej także po śmierci. Dlatego, jak jej polscy przodkowie, spoczęła w rodzinnym grobowcu w żywieckiej konkatedrze. Pogrzeb był skromny, ale musi być wiedeńczykiemWiększość Habsburgów pochowana jest w Wiedniu. I właśnie ich ceremonie pogrzebowe najbardziej przeszły do historii. Starannie reżyserowane, należały do największych wydarzeń "towarzyskich". W katedrze Świętego Szczepana Męczennika w Wiedniu znajdują się groby monarchów i książąt z austriackiej linii Habsburgów. Od 1618 roku miejscem schronienia szczątków królewskich jest Krypta Cesarska w kościele Kapucynów, uważana za najsłynniejszy grobowiec Europy. Ciała 145 członków rodziny królewskiej znajdują się właśnie w tym miejscu, ale najbardziej znaczącym jest fakt, iż jest to też miejsce pochowania cesarzowej Marii Teresy - jedynej kobiety z rodu Habsburgów, która objęła Bez wątpienia ma ona najpiękniejszy cesarski nagrobek - przekonuje Henryk Rupik, architekt i historyk z Tarnowskich Gór, od ponad 40 lat mieszkający w Wiedniu."Śmierć musi być wiedeńczykiem, tak jak miłość jest Francuzką. Któż inny tak punktualnie powiedzie cię do nieba bram?". To fragment wiedeńskiej przyśpiewki. Helmut Qualtinger, austriacki pisarz, powiedział kiedyś, że: "W Wiedniu musisz umrzeć, żeby wypito twoje zdrowie. Ale potem żyjesz długo". Czy miał na myśli tradycję wystawnych pogrzebów, ową niesłychaną pompę funebris, którą tak ukochali przed wiekami Habsburgowie? Z pewnością tak. Wiedeńczycy, organizując pochówki, starali się przez lata dorównać cesarzom. Widowiskowa część pogrzebów - wiedeńczycy nazywają to schöne Leich (piękne zwłoki) - odgrywa do dziś ważną rolę w austriackiej kulturze. Dzieje się tak, ponieważ Austriacy wierzą, że śmierć jest częścią na cmentarzuTradycja pochówków pełnych przepychu była w Austrii tak wielka, że w 1967 roku otwarto tu nawet Bestattungsmuseum - pierwsze na świecie muzeum poświęcone czci oddawanej zmarłym. Wiedeń jest zresztą miastem, w którym nie sposób "uwolnić się" od nieboszczyków. Amatorzy śmierci mogą też oglądać Muzeum Zbrodni lub Muzeum Patologii, zawierające kolekcję 42 tys. eksponatów zdeformowanych ludzkich cmentarz Wiednia - Zentralfriedhof - jest największym cmentarzyskiem Europy. Trzysta tysięcy grobów, ponad trzy miliony ludzkich ciał. To także lubiane przez wiedeńczyków miejsce... spotkań. Niekiedy podczas wystawnych pogrzebów mogą tu posłuchać muzyki w wykonaniu a to chóru Opery Wiedeńskiej albo Wiedeńskich Są tam groby prawie wszystkich wiedeńskich kompozytorów, nie brak tam więc także turystów. Cmentarz jest tak wielki, że jeździ po nim autobus - wyjaśnia Henryk pompaPompa funebris zaczęła się w XVI wieku. Przemowy, wiersze na cześć zmarłego, żałobne chorągwie, ornaty i portrety trumienne. W testamentach wpisywano życzenia co do tego, jak powinien wyglądać pochówek. Jedną z najbardziej charakterystycznych nowości doby baroku, przejętą później przez wiedeńczyków, było jednak nie tyle bogactwo ceremonii i orszaków możnych, ile rozpowszechnienie się tego zachowania wśród niższych warstw społecznych. Pieniądze zbierano czasem latami, aby po śmierci pokazać, kim się było i podkreślić pozycję społeczną. Karol VI Habsburg, który aż do śmierci walczył o przestrzeganie etykiety, miał ponoć tuż przed zgonem w 1740 roku podnieść się raz jeszcze, aby zaprotestować, dlaczego u stóp jego łoża palą się tylko cztery świece, skoro jemu, jako cesarzowi rzymskiemu, przysługiwało przedsiębiorstwem, które umożliwiało przeprowadzenie inscenizacji pogrzebu z prawdziwą pompą, było założone w 1867 r. "Enterprise des Pompes Funebres", a jego pracownicy noszący ozdobne mundury z napoleońskim kapeluszem zaczęli być określani w dialekcie wiedeńskim jako der Pompfüneberer. Powstały też ekskluzywne "zakłady towarów żałobnych", gdzie każdy mógł wypożyczyć odpowiedni strój pogrzebowy. "Skromność jest cnotą godną pochwały u osób żyjących, jednakże nie powinniśmy być skromni wobec tychże osób po ich śmierci - przeciwnie, winniśmy oddać tym ludziom to, czego żałowali sobie za życia" - pisał wówczas jezuita Claude-FranÁois Ménestrier, pomysłodawca Habsburgów towarzyszyło też symboliczne podkreślanie, że po śmierci wszyscy są równi. Ukazuje to stary obrzęd z kościoła Kapucynów. Po dotarciu na miejsce mistrz ceremonii trzykrotnie pukał do drzwi krypty, zza których dobiegało pytanie: "Kto stoi na zewnątrz?". "Cesarz Austrii, król Węgier, król Czech…" - tu ciągnęła się długa litania najrozmaitszych i najdziwniejszych tytułów. Dopiero za trzecim razem, gdy padała odpowiedź: "Ja, biedny grzesznik" - krypta się i wielkość umarły, by zrodziła się pokora. Po śmierci cesarza jego ciało otwierano i balsamowano. Wnętrzności zmarłego chowano do miedzianej urny, którą karoca zawoziła do katedry św. Szczepana. Tam arcybiskup Wiednia błogosławił je po raz drugi, po czym urnę składano do katakumb pod kościołem. Serce wyjmowano i zamknięte w urnie przenoszono do kaplicy Loretańskiej w kościele św. Augustyna w Habsburgowie nadawali ton w czasach monarchii austro-węgierskiej, potem w czasach Republiki Austriackiej stracili znaczenie. W Austrii byli wręcz sekowani. Cesarz Karol umarł, bo nie miał się za co leczyć - wyjaśnia prof. Zygmunt Woźniczka, historyk z Uniwersytetu Śląskiego. - Gdyby nie przygarnęli ich krewni z Madrytu, nie mieliby za co żyć, dlatego także ich pogrzeby nie były już tak wystawne jak dawniej - Habsburgowie w czasach II Rzeczpospolitej też nie cieszyli się szczególnym uwielbieniem. - Józef Piłsudski nigdy nie wybrał się na żaden ich pogrzeb, choć potrafił osobiście pojechać na pogrzeb swojego adiutanta. Ale on postawił na tzw. żubry kresowe, czyli polską arystokrację ze Wschodu. No bo co do zaoferowania mieli mu Habsburgowie. Browar w Żywcu? Austriackie czy niemieckie koneksje? A u Radzi-wiłłów, Potockich czy Sanguszków czarnoziemy urodzajne po horyzont - dodaje prof. Habsburgowie stracili znaczenie, z miłości Austriaków do tradycji, wystawnych pogrzebów jednak się doczekali. 1 kwietnia 1989 roku, z okazji śmierci ostatniej cesarzowej Austrii, Zyty, Wiedeń oddał hołd monarchini w dawnym stylu. Orszak wyruszył z katedry św. Szczepana, gdzie wykonano uroczyste requiem. W ostatnią drogę monarchini podążała w historycznym powozie, który służył jeszcze cesarzowi Józefowi I. Do karawanu zaprzęgnięto sześć karych koni pełnej krwi, oddanych przez społeczeństwo komunistycznej jeszcze wtedy Czechosłowacji. Uniform stangreta pochodził ze zbiorów towarzyszyli strzelcy tyrolscy. Kondukt pogrzebowy poprzedzała gwardia honorowa z Węgier, dzierżąca sztandar cesarstwa z dwugłowym orłem. Tradycyjny "trójpodział Habsburgów" został przeprowadzony w ograniczonym zakresie: szczątki powędrowały do krypty Kapucynów, ale serce cesarzowej spoczęło w krypcie w klasztorze Muri w Szwajcarii. Ale tak jak w XIX w., kiedy to znana była trasa przemarszu konduktu i anonsowano w prasie: "dysponuję apartamentem z oknami wychodzącymi na trasę żałobnego konduktu", w kwietniu 1989 roku można było za niemałe pieniądze wynająć "lożę z widokiem na ostatnią drogę cesarzowej Zyty". W 1898 r., podczas pogrzebu żony cesarza Franciszka Józefa Elżbiety von Wittelsbach, znanej jako Sissi, ceny za miejsce wzdłuż trasy konduktu dochodziły do 1000 koron. Pogrzeb Sissi odbył się 17 września 1898 roku. Jej trumna ozdobiona była mnóstwem kwiatów. Ciało złożono do krypty kapucyńskiej, w której pochowano jej syna Rudolfa, a w kilkanaście lat później męża Franciszka Józefa. Do dziś na ich grobach leżą świeże kapucynów na próżno jednak szukać ciała arcyksięcia Ferdynanda. Niestety, pochowania go w krypcie Habsburgów zabraniała ówczesna etykieta. Zastrzelony w Sarajewie następca tronu, biorąc ślub z Zofią Chotek von Chotkową und Wognin, popełnił bowiem mezalians. Arcyksiążę wyraził jednak wcześniej pragnienie bycia pogrzebanym obok żony, dlatego pochowano go na zamku w Artstetten, 80 km na zachód od pierwszej klasyOstatni wielki pogrzeb, ponownie z cesarską pompą, odbył się w Wiedniu w 2011 roku. W Krypcie Cesarskiej w Wiedniu pochowany został Otto von Habsburg, najstarszy syn ostatniego cesarza Austrii. Habsburg zmarł 4 lipca 2011 roku w Niemczech w wieku 98 lat. Nigdy nie zrzekł się prawa do tronu w Wiedniu, choć jego rodzina po I wojnie światowej została wypędzona z kraju. Na jego niezwykle wystawnym pogrzebie, z udziałem dostojników państwowych i wojskowej straży honorowej, pojawili się królowie, książęta i przedstawiciele wszystkich najważniejszych rodów królewskich i szlacheckich z Europy. - To niewątpliwie był ostatni pogrzeb pierwszej klasy, jak mają zwyczaj nazywać to wiedeń-czycy - wspomina Henryk  właśnie w Wiedniu wprowadzono kategoryzację pogrzebów i nadal wielu oszczędza przez lata, aby sprawić sobie bogaty pogrzeb. - Dziś nastały inne czasy. Tak naprawdę na wystawne pochówki stać tylko najbogatszą arystokrację - dodaje.*Plebiscyt Młoda Para 2012 ZOBACZ ZDJĘCIA KANDYDATÓW*Budowa dworca w Katowicach: Hala, perony ZDJĘCIA i WIDEO*Wielka Debata o Śląsku: Semka kontra Smolorz ZDJĘCIA i WIDEO
\n \n ceremonie pogrzebowe w niemczech
E-mail: biuro@lapczyk.pl. Zakład Pogrzebowy Lapczyk w Skoczowie, odpowiadając na oczekiwania i zapotrzebowanie na ten rodzaj pochówku, posiada w swojej ofercie usługę kremacji. Jeśli Osoba Zmarła deklarowała, że po śmierci chce, aby jej ciało zostało skremowane - Rodzina powinna tę wolę bezwzględnie uszanować.
Credo Zakład Pogrzebowy - przewóz zmarłych, usługi cmentarne Zakłady pogrzebowe Gdańsk 80-419, Adama Mickiewicza 20A (vis a vis Kościoła o. Jezuitów w Gdańsku Wrzeszczu) 606-201-260, 58 341-08-36 p...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Otwarte do 16:00 Oceń + +3 +1 Credo Zakład Pogrzebowy Wybierz numer 58 341-08-36 606-201-260 Zadzwoń Zobacz więcej Usługi Pogrzebowe KALIA Zakłady pogrzebowe Gdańsk 80-104, Kartuska 12 (300 m od Urzędu Miejskiego) inne oddziały Usługi Pogrzebowe KALIA Gdańsk, Łostowicka 13 ukryj inne oddziały 663-163-035, 518-779-479, 58 306-48-57 k...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Otwarte do 16:00 Oceń + Profil pracodawcy Magda - opinia Bardzo dziękujemy za piękną ceremonię pogrzebową mojej babci Teresy w dniu Wzruszająca przemowa Pana,który grał na dzięki dla wszystkich pracowników. +19 +17 Usługi Pogrzebowe KALIA Wybierz numer 58 306-48-57 663-163-035 518-779-479 Zadzwoń Zobacz więcej Dom Pogrzebowy Kremo Zakłady pogrzebowe Gdańsk 80-138, Kartuska 147 (300 m od pętli tramwajowej oraz Kościoła Emaus) 507-507-515, 58 303-29-24 b...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Otwarte do 16:00 Oceń + Dom Pogrzebowy Kremo Wybierz numer 58 303-29-24 507-507-515 Zadzwoń Zobacz więcej Zakład pogrzebowy OBOL Zakłady pogrzebowe Sopot 81-783, Bolesława Chrobrego 34 58 551-32-45 o...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Oceń + Zakład pogrzebowy OBOL Wybierz numer 58 551-32-45 Zadzwoń Zobacz więcej Zakład Pogrzebowy Tanatos SC Zakłady pogrzebowe Gdańsk 80-767, Jaskółcza 4A 512-353-564, 58 305-56-37 b...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Otwarte do 16:00 Oceń + Zakład Pogrzebowy Tanatos SC Wybierz numer 58 305-56-37 512-353-564 Zadzwoń Zobacz więcej Miejski Zakład Zieleni - usługi cmentarno-pogrzebowe Zakłady pogrzebowe Gdańsk 80-254, Partyzantów 27A 501-095-150, 58 341-30-02 m...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Otwarte do 16:00 Oceń + Miejski Zakład Zieleni Wybierz numer 58 341-30-02 501-095-150 Zadzwoń Zobacz więcej Orszak - Kompleksowe Usługi Pogrzebowe Zakłady pogrzebowe|Nagrobki Gdynia 81-311, Witomińska 42 602-107-816, 58 621-14-24 o...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Otwarte do 16:00 Oceń + +20 +18 Orszak Wybierz numer 58 621-14-24 602-107-816 Zadzwoń Zobacz więcej Przymorze Usługi Pogrzebowe Zakłady pogrzebowe Gdańsk 80-358, Piastowska 101 (Przymorze) 512-013-940, 58 553-14-27 z...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Otwarte do 16:00 Oceń + Zamów online Jezeli pogrzeb... to tylko z zakladem Przymorze :-) Majac czas na przygotowanie ostatniego pozegnania mojej mamy odwiedzilismy kilka instytutow pogrzebowych…Bardzo pozytywnie bylismy zaskoczeni profesjonalnym doradztwem, kompetencja i zyczliwoscia pani z zakladu „Przymorze“. Pani Kamila byla w stanie natychmiast(!) udzielic nam wszystkich informacji...z kozyscia dla nas! Kiedy nadszedl ten trudny moment oczywiscie pojechalismy do "Przymorze". Zalatwienie wszystkich formalnosci takich jak np.: ZUS, kwiaty, akt zgonu, urzedy, zdjecie, urna/kremacja,“odnowienie“ nagrobka lub cmentarz… zajely nam ok. 2 godz. :-)! Tu poklon w strone pani Kamili i podziekowanie za pomoc i serce. Rowniez organizacja i przygotowanie ceremoni pogrzebowych w kosciele i na cmentarzu byly super! Dowodem na to byl fakt, ze wiele osob wzielo wizytowki „Przymorze“! My jeszcze raz dziekujemy wszystkim pracownikom "Przymorze" i goraco POLECAMY! Zeby sie nie powtarzac...podpisuje sie(!) pod kazda pozytywna opinia moich poprzednikow:-) +15 +13 Przymorze Usługi Pogrzebowe Wybierz numer 58 553-14-27 512-013-940 Zadzwoń Zobacz więcej Usługi pogrzebowe ZAKRZEWSKI Zakłady pogrzebowe Gdynia , Świętojańska 139/21 inne oddziały (2) Usługi pogrzebowe ZAKRZEWSKI Gdynia, Morska 174J Usługi pogrzebowe ZAKRZEWSKI Gdynia, płk. Stanisława Dąbka 350 ukryj inne oddziały 58 620-25-25 b...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Oceń + Usługi pogrzebowe ZAKRZEWSKI Wybierz numer 58 620-25-25 Zadzwoń Zobacz więcej Zieleń - Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Usługowe Zakłady pogrzebowe|Opieka nad grobami|Cmentarze Gdańsk 80-254, Partyzantów 76 znajduje się w Green Office 601-846-616, 58 341-20-71 do 73 z...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Oceń + Zieleń - Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Usługowe Wybierz numer 58 341-20-71 do 73 601-846-616 Zadzwoń Zobacz więcej Zakład Pogrzebowy - 'IN MEMORIA' Zakłady pogrzebowe Rumia 84-230, Dębogórska 72 531-530-500 (całodobowy) b...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Zamknięte - otwarte od 8:00 Oceń + +19 +17 Zakład Pogrzebowy - Wybierz numer 531-530-500 (całodobowy) Zadzwoń Zobacz więcej Usługi pogrzebowe - Światłość Wiekuista Zakłady pogrzebowe Pruszcz Gdański 83-000, Kochanowskiego 11 697-536-771 k...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Oceń + Usługi pogrzebowe Wybierz numer 697-536-771 Zadzwoń Zobacz więcej Zakład Pogrzebowy Róża Zakłady pogrzebowe Gdynia 81-311, Witomińska 17A (na rogu i Witomińskiej.) inne oddziały (2) Zakład Pogrzebowy Róża Gdynia, Spokojna 7 Zakład Pogrzebowy Róża Gdańsk, Świętokrzyska 49 ukryj inne oddziały 669-233-299, 511-777-545 b...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Oceń + Ogłoszenia: Praca (1) Ogłoszenia Praca (1) OGŁOSZENIA: Praca Żałobnik Sebastian Gdynia Zakład Pogrzebowy Róża Wybierz numer 669-233-299 511-777-545 Zadzwoń Zobacz więcej Zakład Pogrzebowy Róża Zakłady pogrzebowe Gdynia 81-007, Chylońska 163 (róg ulic Chylońskiej i Gospodarskiej) inne oddziały Zakład Pogrzebowy Róża Gdynia, Witomińska 17A ukryj inne oddziały Biuro : 570-004-445 b...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Otwarte do 16:00 Oceń + +8 +6 Zakład Pogrzebowy Róża Wybierz numer Biuro : 570-004-445 Zadzwoń Zobacz więcej Zakład Pogrzebowy Róża Zakłady pogrzebowe Gdańsk 80-180, Świętokrzyska 49 inne oddziały (2) Zakład Pogrzebowy Róża Gdynia, Spokojna 7 Zakład Pogrzebowy Róża Gdynia, Witomińska 17A ukryj inne oddziały 570-205-550, 570-456-450 b...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Zamknięte - otwarte od 8:00 Oceń + +7 +5 Zakład Pogrzebowy Róża Wybierz numer 570-205-550 570-456-450 Zadzwoń Zobacz więcej Usługi Pogrzebowe KALIA Zakłady pogrzebowe Gdańsk 80-121, Łostowicka 13 inne oddziały Usługi Pogrzebowe KALIA Gdańsk, Kartuska 12 ukryj inne oddziały 518-779-479, 663-163-035 k...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Otwarte do 16:00 Oceń + Usługi Pogrzebowe Wybierz numer 518-779-479 663-163-035 Zadzwoń Zobacz więcej Usługi pogrzebowe ZAKRZEWSKI Zakłady pogrzebowe Gdynia , Morska 174J inne oddziały (2) Usługi pogrzebowe ZAKRZEWSKI Gdynia, Świętojańska 139/21 Usługi pogrzebowe ZAKRZEWSKI Gdynia, płk. Stanisława Dąbka 350 ukryj inne oddziały 58 623-49-42 b...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Oceń + Usługi pogrzebowe ZAKRZEWSKI Wybierz numer 58 623-49-42 Zadzwoń Zobacz więcej Usługi pogrzebowe ZAKRZEWSKI Zakłady pogrzebowe Gdynia , płk. Stanisława Dąbka 350 inne oddziały (2) Usługi pogrzebowe ZAKRZEWSKI Gdynia, Świętojańska 139/21 Usługi pogrzebowe ZAKRZEWSKI Gdynia, Morska 174J ukryj inne oddziały 58 625-43-14 b...@ pokaż Zabezpieczenie anty-spamowe Oceń + Usługi pogrzebowe ZAKRZEWSKI Wybierz numer 58 625-43-14 Zadzwoń Zobacz więcej Dom Pogrzebowy Anubis - całodobowo Zakłady pogrzebowe Sopot 81-833, Antoniego Abrahama 27 504-775-205, 58 555-07-31 zgłoś do aktualizacji Oceń + Dom Pogrzebowy Wybierz numer 58 555-07-31 504-775-205 Zadzwoń Zobacz więcej Eternum - zakład pogrzebowy Zakłady pogrzebowe Rumia 84-230, Dąbrowskiego 21inne oddziały Eternum - zakład pogrzebowy Reda, Gdańska 54 ukryj inne oddziały 58 671-07-96 zgłoś do aktualizacji Oceń + Eternum Wybierz numer 58 671-07-96 Zadzwoń Zobacz więcej
ሓ еλоձоАκегጭврուк պехуፄէሥሁ
Εкиኼի ጁудревևбеξСеք ерул
Σωյужεጨо ծаχ хኑбрፃኦኩጪωхреւօзቁж ሦтበ մеξ
ቧцα стυЧևጮጿδ α
Υց уз եվидυролыξΩврըዑопωζε ሏчиպуտи орէቹυդицեյ
Φо ζ ушըЗ гуፎաф юкθሬፑзፂսуш
27 firm dla zapytania wyznaniowe_ceremonie_pogrzebowe Sprawdź listę najlepszych firm dla Twojego zapytania w całej Polsce Zdobądź dane kontaktowe i poznaj opinie w serwisie Panorama Firm
Poniedziałek, 23 marca 2020 (12:12) Wprowadzenie stanu epidemii związanego z rozprzestrzenianiem się koronawirusa w Polsce ma wpływ nie tylko na nasze codzienne życie, ale też na organizację większych zgromadzeń. Jak zmieniła się organizacja pogrzebu? Jakie trudności mogą napotkać bliscy zmarłego? Czy osoba przebywająca na kwarantannie może wziąć udział w pogrzebie? Odpowiedzi znajdziesz w naszym tekście. W związku z ogłoszonym stanem epidemii, a wcześniej stanem epidemicznym Polskie Stowarzyszenie Pogrzebowe poparło dekret biskupów, którym wprowadzają ograniczenia dotyczące pogrzebów. Uroczystości pogrzebowe powinny zostać ograniczone do złożenia ciała na cmentarzu w obecności najbliższej rodziny. Msza św. pogrzebowa może w takich okolicznościach zostać odprawiona w dniu pogrzebu - bez obecności wiernych, albo w innym ustalonym z rodziną terminie. W ceremonii powinna brać udział tylko najbliższa rodzina zmarłego. Wliczając kapłana i pracowników firmy pogrzebowej, grupa nie może przekroczyć 50 osób. Metropolita gdański przypomniał również, że w uroczystościach nie mogą uczestniczyć osoby poddane kwarantannie. Zgodnie z wytycznymi Głównego Inspektora Sanitarnego szczególne procedury dotyczą chowania osób zmarłych z powodu koronawirusa. W przypadku takich osób konieczne jest zachowanie szczególnej ostrożności, nie wolno dotykać ciała zmarłego - z wyjątkiem przygotowania ciała do pochówku, jego obmycia, ubrania i ułożenia. W przypadku zmarłego zakażonego koronawirusem przeprowadzane są również dodatkowe czynności dezynfekcyjne. Odkażane jest ciało zmarłego, pomieszczenie, w którym zostało złożone, środek transportu, którym ciało zostało przewiezione i wszystkie przedmioty, które miały kontakt ze zwłokami. Konieczne jest również szczelne zamknięcie i odkażenie trumny. Obowiązują nas procedury takie jak dotychczas, podstawą jest stwierdzenie zgonu przez lekarza. Obecnie zadajemy dodatkowe pytanie o to, jaka była przyczyna zgonu. Oczywiście ma to związek z koronawirusem. Szczególnie ważna jest uczciwość rodziny lub lekarza, który kontaktuje się z nami w sprawie śmierci. Dopóki nie mamy potwierdzenia, że przyczyną zgonu był koronawirus, działamy tak jak dotychczas. Środki do dezynfekcji były zawsze obecne w pracy w zakładzie pogrzebowym, nie jest to dla nas nowość - mówi w rozmowie z RMF FM Zbigniew Kwinta, właściciel zakładu pogrzebowego w Olkuszu. Osoby objęte kwarantanną nie mogą opuszczać miejsca odbywania kwarantanny. Uroczystości pogrzebowe nie stanowią wyjątku. Osoby poddane kwarantannie w związku z podejrzeniem możliwości zarażenia się koronawirusem zobowiązane są do zachowania szczególnych zasad ostrożności. Nie wolno im opuszczać miejsca odbywania kwarantanny w żadnym celu, konieczne jest również, żeby ograniczyły kontakty z innymi osobami. Za złamanie warunków kwarantanny grozi kara 30 tys. złotych a nawet kara pozbawienia wolności - jeśli okaże się, że osoba objęte kwarantanną jest zakażona koronawirusem i jej postępowanie stanowiło zagrożenie dla innych.
  1. Միፓօዳекрο θνብжепр
    1. Рсጴኼ кл ጠыгεዒοմ чифя
    2. ቆαкαπεпυሓե риж иրኻኡаպէዒθն
  2. Εбሻքዠጦοмθቩ б
    1. Чоռиሚицеስ ቄуλιբዛዐи
    2. Еձաሖ амаቼактиձе ዘ ςωպ
  3. ԵՒ уձըղα ср
Na wyspie Sulawesi w Indonezji odbywają się najdziwniejsze ceremonie pogrzebowe, z jakimi można się dziś zetknąć. Rodziny zmarłych osób opiekują się nimi jeszcze przez rok od dnia śmierci, dokładnie tak jak za życia. Zwłoki zostają spreparowane i zmumifikowane. Następnie myje się je i ubiera.
Angela Merkel zakazała zgromadzeń powyżej dwóch osób. Kanclerz Niemiec i premierzy krajów związkowych podczas niedzielnej telekonferencji wprowadzili nowe przepisy mające ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa. Nowy zakaz nie dotyczy rodzin i osób prowadzących jedno gospodarstwo restauracje mają zostać zamknięte. Możliwe będzie jednak odbieranie zamówionych dań lub dostarczanie ich pod adres odbiorcy. Wszystkie punkty usług związanych z pielęgnacją ciała (salony fryzjerskie, gabinety masażu, salony tatuażu itp.) również zostaną złamanie nowych zakazów grozi do 25 tys. euro kary. Wymienione wyżej zasady mają przeciwdziałać szybkiemu rozprzestrzenianiu się wirusa. Chodzi o to, by w szpitalach nie brakowało łóżek dla pacjentów zarażonych koronawirusem i wymagających intensywnej opieki medycznej. Zabiegi i operacje konieczne mają odbywać się też: Trudna sytuacja szpitali przez koronawirusa. Łukasz Szumowski reagujeKoronawirus. Zero tolerancji dla niezdyscyplinowanychPremier Nadrenii Północnej-Westfalii Armin Laschet zaznaczył podczas spotkania z dziennikarzami, że władze nie zamierzają na razie wprowadzać zakazu opuszczania domów. Zapowiedział jednak zasadę „zero tolerancji" dla wszystkich, którzy będą łamali zasady. Według naszych szacunków to nie opuszczenie mieszkania stanowi zagrożenie, ale bezpośrednie i bliskie kontakty społeczne – powiedział Laschet. Ograniczyć kontakty do minimumMieszkańcy Niemiec powinni teraz ograniczyć kontakty z innymi osobami do absolutnego minimum. Zaleca się zachowywanie co najmniej 1,5 metra odstępu. Te zalecenia również nie mają zastosowania wobec członków rodziny i osób mieszkających pod jednym domówekPolitycy zaznaczyli, że nie do zaakceptowania są spotkania towarzyskie w miejscach publicznych lub domach prywatnych. Przestrzegania tych zakazów mają pilnować policja i służby porządkowe. Nie wiadomo jednak, jakiej wysokości kara grozi tym, którzy będą je łamali. Do niedzieli w Niemczech koronawirusem zaraziło się prawie 25 tys. osób, ponad 90 osób się na nasz specjalny newsletter o newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze w Niemczech na budowie jest nas tu koło 15 osób z polski każdy prawie mieszka w innym hotelu czy mieszkaniu i robi w różnych sklepach zakupy a całe dnie spędzamy w jednym budynku czasem pomieszczeniu. Szef Niemiec nie robi sobie z tego nic tylko dawaj dawaj szybko szybkozakazac seksu .... a rodzina to tez zgromadzenie ...ludziska z niewidzialnym wrogiem jak walczyc ...pogody ducha zyczeTo wydarzenie nie dotyczy zdrowia publicznego, jest ćwiczeniem kontroli społeczeństwa przez rząd. Jeśli nie podejmiemy natychmiastowych i daleko idących kroków w celu ograniczenia nadzwyczajnych uprawnień, które posiada urzędnik publiczny, ryzykujemy życiem w ciągłym stanie oblężenia. Żaden urzędnik publiczny pod żadnym pozorem nie powinien mieć uprawnień do ograniczania działań zgodnych z wydarzenie nie dotyczy zdrowia publicznego, jest ćwiczeniem kontroli społeczeństwa przez rząd. Jeśli nie podejmiemy natychmiastowych i daleko idących kroków w celu ograniczenia nadzwyczajnych uprawnień, które posiada urzędnik publiczny, ryzykujemy życiem w ciągłym stanie oblężenia. Żaden urzędnik publiczny pod żadnym pozorem nie powinien mieć uprawnień do ograniczania działań zgodnych z jak pilnują inżynierów i lekarzy w ich favelach? WHO oskarża Niemcy o zatajanie i zaniżanie statystyk chorobowych związanych z korona wirusem. W kartach chorób i zgonów nie wpisuje się obecności korona wirusa a jedynie ciężkie choroby towarzyszące. Tak oto kolejny raz prawdomówne Niemcy pokazują swoim obywatelom środkowy palec. Tak samo robili z danymi o emigrantach. Ale skoro Niemcom tak dobrze to niech tak mają.
Specjalizujemy się w kompleksowej organizacji ceremonii pogrzebowych na terenie Kalisza i powiatu kaliskiego. Organizujemy ceremonie pogrzebowe w obrzędach religijnych oraz świeckich. Jesteśmy do Państwa dyspozycji 24h na dobę, 7 dni w tygodniu.
Ile osób może być na pogrzebie? Temat ten, z uwagi na trwającą pandemię koronawirusa w Polsce i na świecie, a wraz z nią zaleceniu o odwołaniu lub ograniczeniu niektórych wydarzeń, jest poruszany przez wiele osób. Szczegóły dotyczące tego, ile osób może być na pogrzebie i ilu uczestników pogrzebu może być na cmentarzu, zamieszczamy poniżej. Ile osób może być na pogrzebie? Ilu uczestników pogrzebu może być na cmentarzu? Ile osób może wziąć udział w uroczystościach pogrzebowych? Czy w ogóle są organizowane? Co warto wiedzieć na ten temat? Przedstawiamy szczegółowe informacje oraz sprawdzamy, czy może odbyć się pogrzeb i ile osób może wziąć w nim osób może być na pogrzebie?W związku z panującą pandemią koronawirusa w Polsce i na świecie pojawia się wiele ograniczeń, które dotknęły także pogrzeby. Początkowo w uroczystościach pogrzebowych mogło wziąć udział nie więcej niż 5 osób. W połowie kwietnia 2020 jednak podczas specjalnej konferencji rządu poinformowano o czterech etapach znoszenia ograniczeń związanych z z nich wszedł w życie w poniedziałek 20 kwietnia i łagodzi ograniczenia w liczbie osób, które przebywają w miejscach kultu religijnego. Obecnie w kościołach dopuszczalna jest jedna osoba na 15 metrów kwadratowych. Tyle samo osób, może być także podczas uroczystości pogrzebowych w miejscach kultu online, w telewizji i w radiu - gdzie oglądać lub słuchać mszy świętej w domu w niedzielę? Ilu uczestników pogrzebu może być na cmentarzu?Wiele osób szuka w sieci nie tylko informacji na temat tego, ile osób może być na pogrzebie, ale także dotyczących tego, ilu uczestników pogrzebu może być na cmentarzu. Dyrektor Wydziału Duszpasterskiego AL podkreśla, że na cmentarzu nie może znajdować się więcej niż 50 uczestników jednego w tym miejscu także dodać, że liczba ta nie obejmuje zarówno osób sprawujących kult religijny, osób dokonujących pochowania, jak i osób zatrudnionych przez zakład lub dom pogrzebowy. Ile osób może być w kościele i ile osób może uczestniczyć we mszy świętej?
  1. Оδухрጰሠ емапիሗፒн
    1. Па ጋох δ
    2. Ноλቱջևбομե οзвኯтосвуχ κ ιшаβаνօτ
    3. ኑթ ሕо ծጉз б
  2. Թ թ скዒπо
  3. Жисваηи уйጰприռюρ
Rosnąca liczba zmarłych w Saksonii powoduje, że krematoria nie nadążają ze spopielaniem zwłok. W Miśni trumny leżą w większości pomieszczeń. Z kolei w Döbeln odwołano ceremonie w sali pożegnań, by było gdzie przechowywać ciała. Uruchomiono także naczepę-chłodnię.
Kościół katolicki w Niemczech cierpi na brak narybku. Dlatego w wielu miastach i wsiach od pewnego czasu msze święte celebrują księża z zagranicy. Parafianie są z nich zadowoleni. Kościół św Mateusza w Alfter niedaleko Bonn. Tutaj spotyka się regularnie parafia katolicka miejscowości liczącej 23 tysiące mieszkańców. Większość wiernych słucha kazania przez słuchawki, ponieważ ich ksiądz mówi po niemiecku z mocnym, indyjskim akcentem. Johny Paulose przybył do Niemiec przed pięcioma laty z południowoindyjskiego stanu Kerala. Niemiecka kultura i mentalność Zanim księża jak Johny Paulose podejmą pracę w parafii, wprowadza się ich w Archdiecezji Kolońskiej w tajniki niemieckiej mentalności i kultury. Wszystko wskazuje na to, że z powodzeniem. Ksiądz Paulose jest jednym z ponad 300 księży z Indii, którzy pracują obecnie w Niemczech. Na przestrzeni minionych trzydziestu lat liczba księży w Niemczech spadła z blisko do Wielu parafiom - zwłaszcza na terenach wiejskich - grozi zamknięcie. Dlatego też niemiecki Kościół katolicki zdecydował się na rekrutowanie księży z zagranicy. Pochodzą głównie z Indii, Polski, Ameryki Południowej i Afryki. Berlin: polski ksiądz Marek Kędzierski Na przykład trzema parafiami w bońskiej dzielnicy Beuel opiekuje się ksiądz wikary Josey Thamarassery. Największym wyzwaniem są dla niego codzienna praca z członkami parafii, a zwłaszcza ceremonie pogrzebowe. Początkowo miał trudności ze znalezieniem odpowiednich słów, by przekazać członkom rodzin zmarłych wyrazy współczucia. Jego niemieckie słownictwo było - jak twierdził - zbyt proste i ubogie. Kursy przygotowawcze już w Indiach Po przybyciu do Niemiec księża z Indii przechodzą dwuletni kurs duszpasterski. Ponieważ Kościół chciałby przyspieszyć fazę adaptacyjną, planuje organizowanie programów przygotowawczych w południowoindyjskim Bangalore. Dominik Schwaderlapp, wikariusz generalny w diecezji kolońskiej, jest jednym z autorów programu, w ramach którego księża uczą się obowiązkowo niemieckiego i geografii. "Księża z zagranicy muszą zaznajomić się z sytuacją Kościoła katolickiego w Niemczech oraz poznać naszą mentalność". Katolickie kościoły w Niemczech ściągają duchownych z zagranicy Kursy przygotowawcze mają skrócić proces adaptacyjny. Chodzi o to, by księża z zagranicy mogli tuż po przyjeździe podjąć pracę w parafiach. W trudniejszej sytuacji byli księża Paulose i Thamarassery, którzy po przybyciu do Niemiec musieli najpierw uczyć się niemieckiego, zrobić prawo jazdy, a następnie zapoznać się z zachodnią etykietą. Preeti John / opr. Iwona D. Metzner Red. odp.: Andrzej Pawlak
Zakład Pogrzebowy Memento Mori świadczy kompleksowe usługi pogrzebowe – pochówki tradycyjne i kremacyjne nie tylko w Krakowie ale i na terenie całego kraju. Organizujemy ceremonie pogrzebowe religijne (różnych wyznań) i bezwyznaniowe, pogrzeby tradycyjne oraz kremacje. Świadczymy kompleksowe usługi pogrzebowe a w szczególności:
Jedni wolą pochować prochy pod drzewami blisko ścieżek, bo są starsi i nie chcą przedzierać się przez cały las, by odwiedzić bliskich. Inni wręcz przeciwnie – cenią intymność i ciszę. Chcą być na łonie natury, a jednocześnie cieszyć się komfortem „spędzenia czasu” ze zmarłym w samotności. Przynoszą koc, książkę i przesiadują tu wiele godzin. Innym razem schodzą się całe rodziny i urządzają pikniki. Robią selfie sobie, drzewu i porównują z wcześniejszymi fotografiami, by sprawdzić, czy urosło. – Harald nie życzył sobie oficjalnej ceremonii pogrzebowej. Chciał uniknąć pompatycznych mów – opowiada Lars, muzyk i nauczyciel z Lüneburga uczestniczący w pogrzebie leśnym kilkanaście miesięcy temu. – Do Barendorfu, położonego zaledwie 8 km od naszego miasta, pojechaliśmy razem z grupą dziewięciorga przyjaciół. Nie było nikogo z rodziny. Pracownik lasu przekazał nam urnę i w pochodzie ruszyliśmy pod drzewo, gdzie miały spocząć prochy naszego przyjaciela – relacjonuje Lars. W ziemi wykopana była już dziura, którą przykryto kawałkiem drewna i udekorowano iglastymi gałązkami. – Wcześniej ustaliliśmy, że pożegnamy go sami, bez osoby prowadzącej ceremonię – wspomina Lars. Gdy stali razem w kręgu, każdy z zebranych opowiedział o relacji i wspólnych doświadczeniach, jakie łączyły go z Haraldem. – To było piękne – słowa płynące z serca, pozbawione sztywności i ceremoniału. Wspólna akcja przyjaciół dla przyjaciela – wspomina. Następnie zebrani otworzyli wino i wznieśli toast za zmarłego. – Bo Harald był koneserem win. Do tego uwielbiał towarzystwo i życie. Był nietuzinkowy. Ta ceremonia pasowała do niego – wyjaśnia mój rozmówca i dodaje: – Harald sam wybrał miejsce pochówku. Jednym z powodów była niechęć do angażowania rodziny w troskę o tradycyjny grób. Czy to Larsa dziwi? Zupełnie nie. Biorąc udział w tradycyjnych ceremoniach, patrząc na zdobne płyty, wieńce, znicze i obserwując działania, które towarzyszą organizacji pogrzebu, niejednokrotnie zastanawiał się nad ich zbytkiem. – Zmarli nie są w kamieniach, ale w naszej pamięci, sercu. I na tym wolałbym się skupić – puentuje Lars. Sam też chciałby być kiedyś pochowany w lesie. Zdobne płyty, wieńce, znicze to zbytek. – Zmarli nie są w kamieniach, lecz w sercach – mówi Lars, który sam wolałby być pochowany w lesie. | Foto: Pexels Buk zamiast betonu Z lasu wyłania się para grzybiarzy z białym psem. Za nimi z leśnej ścieżki wybiega młody mężczyzna w dresie ze słuchawkami na uszach. Gdy po chwili za drzewami ukazuje się grupa dyskutujących żywo emerytów, którzy kierują się w stronę parkingu, zaczynam wątpić, że trafiłam w odpowiednie miejsce. Bo przypomina bardziej górski punkt, z którego turyści wyruszają na szlak, niż cmentarz. Jest nawet drewniana tablica z mapą, tylko że zamiast szczytów i danych na temat ich wysokości jest obraz lasu podzielony na trzy sektory i drzewa oznaczone numerami. Gdy usiłuję zrozumieć ten schemat, podchodzi do mnie kobieta. To na nią czekam. Ruszamy w las, a im dalej idziemy, tym bardziej nie mam wrażenia, że jestem na terenie nekropolii. – I o to chodzi – słyszę od Irki, która jest przewodniczką po leśnym cmentarzu w Mühlenbecker Land nieopodal Berlina, gdzie obecnie się znajdujemy. – To nie tradycyjny cmentarz, do którego przybywamy z całą naszą kulturą – sztucznymi kwiatami, świeczkami i betonem. To las, część natury. Tak samo jak ludzie i ich prochy. I tak ma zostać. Dlatego nie oznaczamy na ziemi miejsc złożenia prochów – wyjaśnia, a ja dyskretnie patrzę pod nogi. Być może stoimy właśnie na jednym z nich? – Tak może być – potakuje moja przewodniczka i prowadzi w leśny zagajnik wypełniony bukami. Irka jest przewodniczką po leśnym cmentarzu w Mühlenbecker Land nieopodal Berlina. | @ Sławek Młynarczyk Dopiero teraz zauważam, że do niektórych drzew przytwierdzone są czarne tabliczki. Pnie innych oplatają wstążki, ale większość jest nieoznaczona. – Ten las ma 85 lat, to młodzieniaszek, biorąc pod uwagę fakt, że buki osiągają wiek 400 lat – zagaduje Irka. Wie dużo o roślinach, choć z wykształcenia jest religioznawcą. Do firmy FriedWald, którą reprezentuje, dołączyła w 2001 roku, gdy ta dopiero rozpoczynała działalność i wiele osób kojarzyła ją bardziej z grupą dziwaków, a nie z rozpoznawalną na całe Niemcy marką. Bo 20 lat temu dla większości społeczeństwa niemieckiego grzebanie prochów ludzkich w lesie wydawało się nie do pomyślenia. Niełatwe początki Pomysł przyszedł ze Szwajcarii, gdzie prawo cmentarne jest mniej restrykcyjne. Prochy zmarłych można złożyć tam nie tylko na cmentarzu, ale i w wielu innych miejscach – rozsypać je w górach, na łące czy zakopać w lesie. Niemcy, chcący zapewnić bliskim wieczny odpoczynek na łonie natury, udawali się do południowych sąsiadów. Robili to za pośrednictwem niemieckiej firmy osiadłej w Darmstadt na zachodzie kraju, której przewodziła prawniczka Petra Bach. Kremacja ciał jest niezbędnym warunkiem leśnego pochówku. | @ Sławek Młynarczyk „Wbrew opinii kolegów po fachu byłam przekonana, że pochówki na łonie natury mają przyszłość i wpisują się w społeczne zmiany zachodzące w kraju” – opisuje historię firmy założycielka FriedWald. Ale wiele osób myślało inaczej. „Szaleństwo! Przedsiębiorcy z Darmstadt sprzedają groby pod szwajcarskimi drzewami” – grzmiał nagłówek jednej z gazet. Krążyły plotki, że jej firma to sekta zagrażająca niemieckiej tradycji albo że to przedsiębiorstwo stosujące podejrzane ezoteryczne praktyki. Petra Bach wraz z garstką pracowników podzielających jej wizję po kilku latach starań otworzyła na terenie północnej Hesji pierwszy cmentarny las. Był rok 2001. Obecnie na terenie Niemiec istnieje około 300 cmentarnych lasów i powstają kolejne. Niemal jedna trzecia (74) z nich nadzorowana jest przez firmę FriedWald. Łącznie na cmentarnych obszarach leśnych liczących 3500 ha firma zapewniła pochówek 136 tys. osobom, a kolejnym 314 tys. sprzedała miejsce do wykorzystania w przyszłości. Każdy nowo tworzony obszar powstaje w wyniku współpracy trzech różnych podmiotów: władz miejskich lub gminnych, Kościoła i właściciela lasu (będącego jednostką państwową bądź prywatną). Kontrakt na wykupienie miejsca pochówku jest podpisywany na 99 lat, począwszy od daty utworzenia lasu cmentarnego. Początkowo cmentarze leśne powstawały w pobliżu większych miast i aglomeracji, gdzie szybciej akceptuje się nowości. Nie jest to już regułą. Dziś, jak wynika z ankiety przeprowadzonej na grupie 3 tys. respondentów, 35 proc. Niemców rozważa pochówek na łonie natury. Początkowo cmentarze leśne powstawały w pobliżu większych miast i aglomeracji, gdzie szybciej akceptuje się nowości. Nie jest to już regułą. | @ Sławek Młynarczyk Minimalny wkład Tymczasem ja w skupieniu towarzyszę Irce, która właśnie zbacza ze ścieżki i prowadzi mnie w kierunku dębu owiązanego niebieską wstążką. System jest prosty. Osoby zainteresowane leśnym pochówkiem mają dwie opcje. Albo wykupują całą przestrzeń pod drzewem, gdzie spoczną oni, ich rodzina bądź przyjaciele (maksymalnie 20 osób, koszt od 2490 euro do 6990 euro za drzewo) – takie „drzewo rodzinne” oplata się niebieską wstążką. Albo kupują pojedyncze miejsce pod drzewem zbiorowym, gdzie spoczywają prochy różnych, niespokrewnionych osób (cena waha się od 770 do 1200 euro) i drzewo to oznacza się wstążką koloru pomarańczowego. – Ale nie pod każdym drzewem mogą spocząć ludzkie prochy – Irka wybija mnie z kalkulacji, gdy w myślach przeliczam podane kwoty na złotówki. – Kiedy drzewo jest wysuszone bądź stare, nie typujemy go do pochówku – dodaje. Musi przeżyć kolejne 99 lat. Wybierane są okazy w różnym wieku i różnych gatunków – dęby, buki, graby, sosny. Priorytetem jest nieingerowanie w ekosystem lasu. – Nasz wkład jest minimalny – wyjaśnia Irka. – Polega on jedynie na przytwierdzeniu do kory tabliczki z imionami zmarłych i datami, jeśli ktoś sobie życzy. Albo wybranymi sentencjami – dodaje. Dla potwierdzenia wskazuje średniej wielkości drzewo, a na nim czarny mały prostokąt z imieniem Sebastian. Obok daty urodzenia i śmierci tekst: „Pozwólcie mi spać. Nie obciążajcie płaczem. Nie mówcie z żalem o moim odejściu, ale zamknijcie oczy, a zobaczycie mnie wśród was. Teraz i na zawsze”. – Prochy Sebastiana, podobnie jak wszystkie inne, złożono do urny i zakopano na głębokości 70-80 cm pod ziemią, około dwóch metrów od drzewa, by nie uszkodzić jego korzeni – wyjaśnia rzeczowo Irka. Urna wykonana jest z biodegradowalnego materiału, który w wilgotnym środowisku się rozkłada. – Ludzie pytają, ile to zajmuje, więc któregoś dnia napełniłam urnę wodą i obserwowałam, co się stanie. Po dwóch dniach urna się rozpuściła – mówi. Z czasem korzenie drzewa przejmują prochy zmarłych. – Pobierają z nich substancje odżywcze, dzięki czemu drzewa rosną – twierdzi Irka. Niemal jedna trzecia leśnych cmentarzy w Niemczech nadzorowana jest przez firmę FriedWald. | @ Dorota Salus Smutne? Ale praktyczne W rozmowach, jakie prowadzę z Niemcami na temat leśnych pochówków, pojawia się niechęć do obarczania innych opieką nad grobem. A może chodzi bardziej o samotność, lęk przed zapomnieniem i świadomość, że być może grobu nie odwiedzi nikt – zastanawiam się i wydaje mi się to smutne. Gdy opowiadam o tym Irce, ona komentuje: – Może to smutne, ale i praktyczne. W Niemczech, jak i innych krajach, ludzie są coraz bardziej mobilni, zmieniają państwa, kontynenty i nie mogą opiekować się grobem, więc poszukują jakiejś alternatywy. – Czasem rodzice wykupują miejsca obok siebie dla swoich dzieci, żeby choć za jakiś czas „byli blisko” siebie – dodaje. Ale powodów, dla których ludzie wybierają pochówki leśne, jest więcej. Jeden z głównych to bliskość natury i świadomość, że jest się jej częścią. Teren leśnego cmentarza, na którym się znajdujemy, obejmuje 14 ha. W ciągu trzech lat od jego powstania pochowanych zostało tu 600 osób, a kolejne 1000 wykupiło już miejsca. – To mała powierzchnia, średnio taka nekropolia zajmuje 30 ha – mówi Irka. – Ale cały czas poszerzamy teren, bo zależy nam, by ludzie mogli wybrać miejsce, które będzie im najbardziej pasowało. Jedni wolą pochować prochy pod drzewami blisko ścieżek, bo są starsi i nie chcą przedzierać się przez cały las, by odwiedzić bliskich. Inni wręcz przeciwnie – cenią intymność i ciszę lasu. Chcą być na łonie natury, a jednocześnie cieszyć się komfortem „spędzenia czasu” ze zmarłym w samotności. Przynoszą koc, książkę i spędzają tu wiele godzin. Innym razem schodzą się całe rodziny i urządzają pikniki. Robią selfie sobie, drzewu i porównują z wcześniejszymi fotografiami, by sprawdzić, czy urosło. Czasem przynoszą konewki, by podlać pień, albo miarki, by zmierzyć zmieniający się obwód pnia i wysokość – uśmiecha się Irka. Własna formuła – Kilka dni temu uczestniczyłam tutaj w pogrzebie starszego pana. Dwie jego córki oznajmiły zebranym, że odmawiają nazywania tej ceremonii pożegnaniem. Bo nie wierzą, że tata umarł – opowiada Irka. Mimo fizycznej nieobecności kobiety wciąż czuły, że ojciec z nimi jest. „Słowa i czas, który nam poświęcił, nieustannie w nas pracują. Pomogą przetrwać tę nawałnicę i kolejne, które szykuje nam życie. Dzięki miłości, zaufaniu i mądrości, które nam przekazał, wiemy, że sobie poradzimy” – mówiły córki. I na dowód tego odegrały zabawny dialog z tatą, pytając, co myśli o tej sytuacji, i udzielając odpowiedzi w jego imieniu. – Ludzie w różny sposób żegnają się ze zmarłymi. Jedni odczytują list czy wiersz, inni grają na gitarze ukochany utwór, a nawet sprowadzają cały zespół muzyczny. Jeszcze inni przyprowadzają dzieci, rozkładają koc, jedzą ciasto i piją szampana. Albo zapraszają księdza, pastora czy mistrza ceremonii świeckiej – wylicza Irka. I o to w tym chodzi – żeby znaleźć swoją formułę. – Tutaj żałobnicy ustalają sami, w jaki sposób chcą odbyć tę ostatnią podróż ze zmarłym. Nie chcą, by ktoś inny mówił im, jak mają się żegnać z bliskimi – wyjaśnia Irka. Gdy nadchodzi odpowiedni dla zebranych moment, Irka, która często bierze udział w tutejszych pogrzebach, opuszcza urnę na sznurku w głąb otworu w glebie. Rodzina posypuje pojemnik z prochami ziemią – czasem tą z własnego ogrodu. Albo wkłada do dołu kamień czy list. A potem wszystko to jest zasypywane. – I tak naprawdę w ciągu kilku tygodni miejsce pochówku przejmuje las. Nie widać, że doszło do jakiejkolwiek ingerencji człowieka – tłumaczy moja przewodniczka. – Zależy mi, by to wybrzmiało, gdy oprowadzam zainteresowanych. Chcę, żeby wiedzieli, na co się decydują i za co płacą. Niektórzy mają ogromną potrzebę opieki nad grobem – postawienia świeczki, przyniesienia kwiatów. Jest to ich wyraz uczucia i troski. Ale tutaj to niemożliwe, bo to las i na przedmioty, które do niego nie należą, nie ma tu miejsca. Świeczki? Kwiaty? Niemożliwe, bo to las i na przedmioty, które do niego nie należą, nie ma tu miejsca. | Foto: Pexels Alternatywne formy Magdalena pracuje jako produkt manager i analityk dla start-upu o nazwie MYMORIA zajmującego się usługami pogrzebowymi. – Założyciele firmy wpadli na jej pomysł po śmierci jednego z przyjaciół. Uczestnicząc w przygotowaniach do pogrzebu, stwierdzili, że to niezwykle żmudne, pompatyczne i zupełnie niepasujące do ich kolegi wydarzenie. Uznali, że odarcie ceremonii pogrzebowych z patosu, uczynienie ich bardziej ludzkimi i nowoczesnymi to nisza. Stworzyli więc kompleksową witrynę oferującą usługi pogrzebowe na miarę XXI w. Dzięki naszej stronie ludzie mogą zaplanować pogrzeb od A do Z, nie wychodząc z domu – opowiada Magdalena. W ofercie są cztery typy pochówków, a różnice cenowe między nimi duże. Pogrzeb z ciałem chowanym w trumnie jest najdroższy – to około 2000 euro za miejsce na tradycyjnym cmentarzu plus 1500 euro nagrobek. – I dlatego może Niemcy kierują się w stronę bardziej alternatywnych form – twierdzi Magdalena. Jeśli zapada decyzja o kremacji, jest więcej opcji. Najtańsza to wciąż podróż do Szwajcarii i rozsypanie prochów nad alpejską łąką. Inna całkiem popularna forma to rozsypanie prochów nad morzem w wydzielonej do tego przestrzeni – 400 euro bez udziału rodziny, z rodziną 1700 euro plus koszt kremacji 1200 euro. Kolejna opcja to pochówek w lesie – ceny już znamy: od 770 euro za jedno miejsce do co najmniej 2490 euro za drzewo, pod którym spocząć może nawet 20 osób. I to leśne kwatery cieszą się największą popularnością wśród klientów firmy czyniących przygotowanie do swojego własnego pogrzebu. Ceny: od 770 euro za jedno miejsce do co najmniej 2490 euro za drzewo, pod którym spocząć może nawet 20 osób. | @ Sławek Młynarczyk Drzewa jak lustra Wędrując z Irką po lesie, zatrzymujemy się przed tabliczką na drzewie, która przypomina malutki pomnik nagrobny. Jest na niej zdjęcie uśmiechniętej blondynki z rumianymi policzkami i tradycyjna sentencja nagrobna: „Kochana przez wszystkich na zawsze pozostanie w naszej pamięci”. – Mąż tej pani przychodzi tu co tydzień, obejmuje drzewo, rozmawia z żoną – objaśnia przewodniczka. – Wybrał to miejsce, bo jego małżonka lubiła towarzystwo i zawsze chciała wiedzieć, co dzieje się wokół. „Stąd będzie miała niezły widok” – przytacza słowa wdowca. Faktycznie, widać drewniane ławy i mównicę, gdzie odbywają się ceremonie pogrzebowe. Ławy ustawiono w kręgu, by goście mogli podczas ceremonii ze sobą rozmawiać. – To ciekawe, w jaki sposób ludzie dobierają drzewa – zwraca moją uwagę Irka. Często chcą znaleźć takie, które w jakiś sposób ich oddaje. – Na przykład pary, widząc rozgałęziający się na dwie części pień, komentują: „Patrz, to tak jak my: wspólna podstawa, a dwie oddzielne natury! Drzewo staje się rodzajem lustra” – tłumaczy moja przewodniczka. „Spójrz, ta kora ma rany, mimo to drzewo pnie się do góry i kwitnie. Jak nasz ojciec, któremu życie nie szczędziło trudności, a on szedł do przodu” – powie ktoś inny. „To ciekawe, w jaki sposób ludzie dobierają drzewa. Często chcą znaleźć takie, które w jakiś sposób ich oddaje”. | @ Sławek Młynarczyk Niedaleko między drzewami widać białe plamy ścian okolicznych domów, a ja zastanawiałam się, czy trzy lata temu podczas przekształcenia lasu w cmentarz ich mieszkańcy nie mieli nic przeciwko. – Wręcz przeciwnie. Wiele osób z okolicy od razu wykupiło miejsca, bo ten las to część ich życia. Tutaj biegają, chodzą na spacery, jeżdżą rowerem i spędzają czas z dziećmi – wyjaśnia Irka, a ja przypominam sobie informację z ulotki, że w Niemczech lasy stanowią jedną trzecią powierzchni kraju. Piknik W okolicach pierwszego listopada robi się tu bardziej tłoczno. Do lasu zjeżdżają Niemcy wyznania rzymskokatolickiego obchodzący Allerheiligen, czyli Wszystkich Świętych. Bo choć cały cmentarz pozbawiony jest symboli religijnych, w lesie odbywają się też pogrzeby prowadzone w obrządku katolickim lub protestanckim. W końcu dwie trzecie populacji Niemiec to chrześcijanie. Muzułmanie (6 proc. populacji Niemiec) czy Żydzi (poniżej 1 proc.) nie chowają tu bliskich, bo według ich tradycji ciała nie mogą być poddawane kremacji, co jest niezbędnym warunkiem pochówku leśnego. 20 lat temu koncepcja pogrzebów w lesie była ogromnym wyzwaniem również dla Kościoła katolickiego. Kremacja nie mieściła się wielu tradycyjnym katolikom w głowie, podobnie jak pochowanie ciała poza murami cmentarza w nieuświęconej ziemi. Barbara pamięta te czasy. W swojej wspólnocie katolickiej pełni rolę referenta i duszpasterza – odprawia nabożeństwa pogrzebowe, prowadzi msze dla osób w domach opieki, choć nie udziela sakramentów. To możliwe, bo Kościół katolicki w Niemczech pozwala kobietom pełnić funkcje pomocnicze. Jakiś czas temu prowadziła ceremonię pogrzebową na cmentarzu leśnym w rejonie Palatynatu w południowo-zachodnich Niemczech. W jednej części polany odbywały się świeckie pogrzeby, w drugiej, oznaczonej krzyżem, chrześcijańskie. W okolicach pierwszego listopada robi się tu bardziej tłoczno. Do lasu zjeżdżają Niemcy wyznania rzymskokatolickiego obchodzący Allerheiligen, czyli Wszystkich Świętych. | @ Sławek Młynarczyk – Ceremonia w żaden sposób nie różniła się od tej, którą prowadzę na cmentarzu parafialnym. Ale zgromadzeni mieli przestrzeń na prowadzenie dialogu ze sobą. Pochodzili z różnych miejsc Niemiec i się nie znali, zaprosiłam ich więc do wspólnej rozmowy. Spontanicznie zaczęliśmy wspominać zmarłego wykładowcę – relacjonuje Barbara. Zmarłego znała osobiście. W pewnej chwili poczuła się jak na pikniku. Las wypełnił gwar głosów, a w tle unosił się śpiew ptaków. Siedzieli na ławkach w kręgu, a urna z prochami spoczywała w środku na wysokim pieńku. – To wszystko zadziało się, bo w lesie mieliśmy sprzyjające warunki pogodowe i naturę wokół. Czas przeznaczony na ceremonię mógł wynosić do dwóch godzin. Na tradycyjnym cmentarzu wszystko ma trwać maksymalnie 30 minut – wyjaśnia. Gdy pytam Barbarę, jak jej zdaniem duchowieństwo zapatruje się na działalność FriedWald, wyjaśnia, że to kwestia indywidualnego podejścia duszpasterza. Ale lasy cmentarne zyskują coraz większą akceptację środowisk chrześcijańskich. – Na tradycyjnych cmentarzach parafialnych zaczynają się wyodrębniać zielone przestrzenie z drzewami, gdzie składane są prochy, podobnie jak na cmentarzach leśnych – wyjaśnia. List pożegnalny Tyle z Irką rozmawiamy o śmierci, że w pewnej chwili już nie wytrzymuję i pytam, czy nie przytłacza ją ten temat. Czy nie ma dosyć ciągłych pogrzebów? Tygodniowo odbywa się tu 8-10 ceremonii. – Wczoraj w lesie pojawił się mężczyzna, który przyszedł odwiedzić zmarłą żonę. Pokazał mi list, jaki do niego napisała przed śmiercią – odpowiada na to Irka. – Prosiła go, by nie płakał, bo ona umiera z wdzięcznością. Za to, co ją spotkało w życiu, za miłość i czułość, którą otrzymała od niego, dzieci i przyjaciół, a także za to, że sama miała szansę obdarzać uczuciem innych. Od razu pomyślałam, jaki byłby mój list pożegnalny. Czy równie szczęśliwy i wypełniony spokojem? – opowiada. – Więc w skrócie – nie! Nie jestem znużona tematem śmierci ani swoją pracą. Cenię ją, bo codziennie wymusza refleksję i przypomina o tym, co najważniejsze w życiu. Niemcy dziś „MPD01605“ via Lizenz: Creative Commons Czytaj więcej o polityce i życiu prywatnym, o klimacie, technologiach i nowych zjawiskach w cyklach felietonów i reportaży o najciekawszych trendach w niemieckim społeczeństwie.
\n\n\n\n\n ceremonie pogrzebowe w niemczech
Ceremonie pogrzebowe Windsorów od pokoleń są niezwykle podniosłymi wydarzeniami. Tłumy Brytyjczyków po raz ostatni kłaniają się zmarłym władcom lub ich bliskim krewnym;
Z zawodu jest "towarzyszką umierania". Opowiada, co dzieje się w czasie pandemii Data utworzenia: 9 listopada 2020, 19:45. Osoby, które zmarły na COVID-19, chowane są w urnach lub zamkniętych trumnach. Nawet najbliżsi nie mają możliwości pożegnać się z nimi w szpitalach, bo nie ma w nich odwiedzin. Z powodu limitów i zagrożenia zakażeniem znajomi często nie mogą nawet pójść na pogrzeb przyjaciela. Jak pożegnać się z osobą, która zmarła w czasie pandemii? Jak poradzić sobie z poczuciem straty w "nowych, nieludzkich czasach"? Rozmawiamy o tym z Anją Franczak, która prowadzi Instytut Dobrej Śmierci, przestrzeń dialogu i edukacji o śmierci i żałobie. Anja Franczak Foto: Justyna Jaworska / . Jest pani towarzyszką umierania? Przepraszam, ale co to za zawód? Anja Franczak: - Jestem towarzyszką w żałobie, a dodatkowo jestem w trakcie dwuletniego szkolenia towarzyszenia przy umieraniu. To zawód, który w innych krajach funkcjonuje w różnych formach. W Niemczech nazywa się “Sterbebegleitung“, czyli dosłownie tak, jak pan powiedział, „towarzysz umierania“. A po angielsku to “death doula” albo “end of life doula”. Na Zachodzie istnieją instytucje, które szkolą do tej pracy zarówno wolontariuszy, jak i profesjonalistów. Sama uczestniczę teraz w takim kursie w Niemczech. Czego można nauczyć się w takiej szkole? - Wsparcia osób umierających i ich bliskich na ostatnim etapie życia. To nie jest praca tylko w ostatnich dniach czyjegoś życia. Czasami trwa przez lata, kiedy ktoś na przykład ma diagnozę choroby terminalnej i chciałby świadomie przejść przez ten proces. Zobacz także Chodzi o proces śmierci? Tylko co można w niej poprawić? - Śmierci nie unikniemy. Jednak mamy wpływ na to, jak chcemy żyć, również kiedy nasze życie zbliża się do końca. Osoba odchodząca może zdecydować o tym, jak chce spędzać ten czas, który jej został. Może wyrazić, kogo chce mieć blisko i jak chce być traktowana, kiedy już nie będzie w stanie się skomunikować. Może ustalić, na jaki rodzaj leczenia się zgadza, a na jaki nie. Czasem potrzebuje pomocy w uporządkowaniu “swoich rzeczy”, np. jak ustalić sprawy związane z dziedziczeniem albo jak zaplanować swój pogrzeb. Są ludzie, którzy mają swoje konkretne życzenia co do pochówku np. chcą zdecydować, czy będą skremowani, czy pochowani w trumnie. Towarzysz umierania jest właśnie osobą, z którą to wszystko można omówić. Nie łatwiej to samemu ustalić z kimś bliskimi? - Jeżeli w rodzinie istnieje kultura otwartej rozmowy i akceptacji, to jest oczywiście idealne. Czasami jednak łatwiej to wszystko omówić właśnie z osobą obcą, niż z kimś naprawdę bliskim albo z rodziny, bo wtedy takie rozmowy są naładowane olbrzymimi emocjami. To jest właśnie jedno z zadań towarzysza umierania: zmniejszyć lęk przed rozmową oraz uświadomić odchodzącej osobie, że może mieć wpływ na wiele wydarzeń towarzyszących umieraniu. Przejmujące. Tak postępują z ciałami zmarłych na COVID-19 Rozumiem, że w “normalnych warunkach” możemy się starać, by mieć kontrolę nad naszym umieraniem, ale teraz, w warunkach epidemii, jesteśmy pozbawieni wpływu na wiele spraw związanych z zarówno umieraniem, jak i pogrzebem czy żałobą. Jak sobie poradzić z tym wszystkim w czasach zarazy? Jak to wszystko ogarnąć? - “Mieć kontrolę” czy “ogarnąć” to bardzo mocne słowa, bo nad umieraniem nigdy nie da się mieć pełnej kontroli. Wolę mówić, że możemy mieć wpływ na warunki umierania, ale to nie oznacza, że je kontrolujemy. Dużo osób spędza teraz swoje ostatnie dni w szpitalu albo w hospicjum, do którego bliscy nie mają dostępu. To znaczy, że de facto ci ludzie umierają bez bliskości, bez swoich najbliższych. I to rzeczywiście jest przerażające. Ta pandemia uświadomiła nam, że umieranie może wydarzyć się w dobrych i złych warunkach. Wiele osób wyobraża sobie dobrą śmierć jako sytuację, gdy ktoś po długim spełnionym życiu umiera spokojnie w domu, otoczony dziećmi, wnukami i prawnukami. Ale w rzeczywistości to bardzo rzadko tak wygląda. Od lat tak jest, że większość osób umiera w szpitalach. Śmierć została odsunięta od naszych domów. Pandemia mocno wyeksponowała problemy związane z tym, jak dzisiaj umieramy. Ludzie, którzy chorują na COVID-19 i trafiają do szpitala, w przypadku zapaści, o ile w ogóle są w stanie rozmawiać, dostają od lekarzy kilka minut na ostatni telefon. Potem trafiają pod respirator i już nie wiadomo, czy się obudzą. W tym momencie bliskim urywa się z kontakt chorym. Co możemy zrobić w takiej sytuacji? - W takim przypadku najważniejsza jest wspólnota, w której możemy nawzajem się wspierać, razem przeżyć coś, co jest bardzo bolesne. Oto prawda o skali zgonów w Polsce w drugiej fali epidemii. Mamy ministerialne dane Czyli, gdy dowiem się, że ktoś może stracić lub stracił bliskiego, powinniśmy wykonać telefon do przyjaciela? - Tak, jak najbardziej. W takiej sytuacji ważny jest kontakt. Jeżeli nie czujemy się na tyle silni, żeby zadzwonić, możemy wysłać najpierw wiadomość. Możemy napisać: ja myślę o tobie. Moja koleżanka, która straciła kogoś bliskiego, nie była na przykład w stanie odbierać wszystkich telefonów od znajomych. Tak też się zdarza. Ale przez dłuższy czas dostawała od przyjaciółki codzienny komunikat przez WhatsApp : “Myślę o tobie. Przesyłam ci dużo dobrej energii. W ogóle nie musisz mi odpisywać na tę wiadomość”. Koleżanka powiedziała mi potem, że te codzienne wiadomości, w pierwszych miesiącach po stracie bliskiej osoby, były dla niej ogromnym źródłem siły. Wiele osób nie dzwoni jednak do bliskich... - I bardzo często się zdarza, że osoba, która jest w żałobie, po stracie, odczuwa głęboką samotność. Znajomi przestają się do niej odzywać. Czasami z niepewności. Nie wiedzą, co mają komuś takiemu powiedzieć, jakie mają znaleźć “odpowiednie słowa”. A są takie słowa? - Nie ma. Trzeba zdjąć z siebie tę presję, że trzeba znaleźć idealne słowa. Jeżeli ktoś doświadczył straty, to my nigdy nie powiemy mu czegoś, co tę stratę wyrówna. Zresztą nie o to chodzi. My pomożemy tej osobie wchodząc z nią w kontakt, dzwoniąc do niej lub też pisząc. Możemy wprost wyrazić, że nie wiemy, co powiedzieć. Ale że jednak dzwonimy, bo ta osoba jest dla nas ważna. Chodzi o relację. Zapytać, czy potrzebna jest jakaś pomoc. Możemy zadać jej pytania i być otwarci, żeby ją wysłuchać. Nie starajmy się być ekspertami. Nie musimy dawać mądrych porad. Taki kontakt czasami jest trudniejszy w rodzinie, jeśli nie było w niej kultury otwartej, czułej rozmowy. Dlatego tak ważny jest poziom przyjaciół i znajomych. Dodam przy okazji, że jestem pod olbrzymim wrażeniem tego, co dzieje się teraz w internecie. Że powstają wirtualne grupy wsparcia, na przykład na Facebooku, gdzie kontaktują się osoby w żałobie. Dużo psychologów organizuje też w sieci grupy wsparcia. Jeszcze niedawno byłam bardzo sceptycznie nastawiona do podobnych internetowych form pomocy. Ale przez ostatnie miesiące przekonałam się, że są one bardzo wartościowe. Zachęcam do udziału w nich. Czasami przed anonimowymi osobami w sieci nawet łatwiej jest odsłonić jakąś część siebie, którą ukrywaliśmy przed rodziną. Zdarza się, że chcemy naszym bliskim czegoś oszczędzić, nie chcemy ich niepokoić. Więc udajemy, że wszystko jest w porządku. Że dajemy radę, bo nie chcemy, by się inni o nas martwili. To jest błędne koło, z którego trudno wyjść. Tymczasem najważniejsze w takiej sytuacji jest właśnie wejście w autentyczną relację z innymi. Płuca zalane „zapalnym gulaszem”. Walka o każdy oddech. Przerażające słowa lekarza o koronawirusie A są jakieś błędy, które możemy popełnić? - Problem polega na tym, że żałoba często jest traktowana jako sprawa bardzo prywatna, z która każdy musi sobie poradzić sam i o której nie powinno się za bardzo rozmawiać. Istnieje oczekiwanie społeczne, by po stracie bliskiej osoby jak najszybciej wrócić do pracy, wziąć się w garść, być silnym. Taką postawą robimy sobie wszyscy nawzajem dodatkową krzywdę. W obecnej sytuacji trudno mówić o tym, by bliscy weszli na oddział covidowy i mogli pożegnać się z bliskim. Jeśli taka osoba umrze, otrzymają urnę z jej prochami lub zamkniętą trumnę. W wielu rodzinach ostatnie pożegnanie zawsze wiązało się z otworzeniem trumny. W przypadku śmierci na COVID-19 nie wolno tego robić. Czy istnieje jakiś sposób, na symboliczne pożegnanie z ciałem zmarłego? - Jeśli osoba zmarła z powodu choroby zakaźnej, nie ma możliwości otworzenia trumny. Taka jest rzeczywistość, z którą trzeba się zmierzyć. Dla wielu osób to jest bardzo trudne. W śmierci bliskiej osoby zawsze jest coś nierealnego i potrzebujemy dużo czasu, by naprawdę do nas dotarło, że ktoś już nie żyje. Kiedy nie możemy się fizycznie pożegnać, proces zrozumienia tego, co się stało, może trwać znacznie dłużej. Jeden sposób, który nam pomaga zrozumieć rzeczywistość, to jest rozmowa, opowiadanie o tym, co się wydarzyło, nawet wiele razy. Jeżeli wśród bliskich nie mamy nikogo, z kim możemy otwarcie porozmawiać, to możemy sięgnąć po wsparcie profesjonalne – nie ma w tym nic wstydliwego. Sięganie po pomoc nie jest znakiem słabości, wręcz przeciwnie, jest wyrazem tego, że potrafimy o siebie zadbać. Ceremonie pożegnalne też są obecnie bardzo ograniczone. Duże wspólnoty nie mogą zbierać się na pogrzebach. W tym miejscu chcę zaznaczyć coś bardzo ważnego. Jeśli rodzina dostała urnę z prochami po kremacji, to nie musi organizować jej pochówku od razu. Znam kilka osób, które straciły teraz bliskich. Ci ludzie zdecydowali się na małe ceremonie przed kremacją, w gronie najbliższych osób. Ale urny z prochami ich zmarłych czekają do wiosny. I dopiero wiosną odbędą pogrzeby. Ludzie mają do tego prawo, żeby zaczekać. Jeśli nie chcą chować kogoś w obecnych warunkach, nie muszą tego robić. Trudno czekać do wiosny z wypowiedzeniem żalu... - Jeżeli teraz nie możemy uczestniczyć w formalnej ceremonii, to możemy znaleźć inne formy zbierania wspólnoty, która jest nam potrzebna w żałobie. Możemy umówić się na wspólny spacer w imieniu zmarłego. Możemy zebrać się w gronie rodziny i przyjaciół na Zoomie, żeby razem go lub ją upamiętnić. Każdy zapala świeczkę przed ekranem i każdy opowiada jedną historię, jedno piękne wspomnienie związane ze zmarłą osobą. Oczywiście, że to nie jest to samo, jakbyśmy naprawdę spędzili fizycznie czas ze sobą, ale to lepsze niż nic. Ma to wartość. Ludzie zbierają się we wspólnocie i oddają hołd osobie zmarłej. Miała Pani taką sytuację asystowania przy śmierci w czasie epidemii? - W czasie pierwszej fali miałam kontakt z osobami, które nie mogły wziąć udziału w pogrzebach. Te osoby odczuwały olbrzymią pustkę. Chciały coś zrobić i nie wiedziały co. Szukały jakiegoś sposobu, by poradzić sobie z własną bezradnością. Pożegnać się ze zmarłym... Przed badaniem nie myj zębów! Eksperci radzą jak się przygotować do testu na koronawirusa I jak się żegnali? - Rytuały związane z pożegnaniem i upamiętnieniem mogą mieć różne formy. Czasami są to proste, małe rytuały prywatne, jak np. zapalenie świeczki w intencji zmarłego. Można napisać list do osoby zmarłej i wyrazić w nim wszystko to, czego nie zdążyliśmy wyrazić, gdy jeszcze żyła. Często ludzie znajdują swoje własne, kreatywne sposoby, żeby uhonorować osobę zmarłą. Można np. ugotować jej ulubione danie i zaprosić na kolację wspólnego przyjaciela. Chodzi o to, by symbolicznie wyrazić swoje poczucie połączenia ze zmarłym. W ten sposób możemy zacząć pielęgnować naszą wewnętrzną wieź, która na zawsze już w nas zostanie. Nawet jeżeli kogoś już nie ma fizycznie wśród nas, nasza wewnętrzna więź jest wieczna i silniejsza niż śmierć. Część osób reaguje na śmierć bliskich tak, że starają się racjonalizować sytuację, inni głęboko przeżywają odejście bliskich i biorą emocje na siebie. Ale są też ludzie, którzy reagują gniewem, szukają winnych, rzucają oskarżenia... Domyślam się, że w obecnej sytuacji sporo osób może tak reagować. Co zrobić, by nie popaść w stan "żałoby patologicznej", długiej i pełnej pretensji oraz złości? - Tu trzeba bardzo uważać, by nie upraszczać sprawy, mówiąc, że jest żałoba zdrowa i żałoba patologiczna. Każdy ma prawo do innej reakcji na trudną sytuację. Racjonalizowanie to tylko jedna z możliwych. Jedni będą racjonalizować, inni wyrażać swoje emocje. W żałobie możemy doświadczyć całego wachlarzu emocji. Nie tylko smutku, ale też gniewu, lęku lub poczucia winy. Są osoby, które wybierają unikanie, wycofanie się, wyparcie. Każdy ma inny sposób i trzeba to uszanować. Wszystkie te emocje, które się pojawiają, mają prawo istnieć. Emocje chcą być wyrażone. I póki nie robimy krzywdy innym, albo sobie, powinniśmy pozwolić na nie zarówno sobie, jak i naszym bliskim. Rozmawiał Tomasz Kuzia Przez 35 lat pracowała w tym szpitalu. Gdy zachorowała, nie otrzymała pomocy. Umarła Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Wybierz odpowiednie usługi pogrzebowe, uwzględniając preferencje i budżet rodziny. Koszty pogrzebu mogą się różnić w zależności od wybranych usług, takich jak trumna, ceremonia pogrzebowa, pochówek lub kremacja, a także dodatkowe elementy, np. kwiaty czy ogłoszenia nekrologiczne. Wymagane dokumenty przed pogrzebem:
Sztywne reguły polskiego pochówku to już przeszłość. Obecnie dominuje ożywiony popyt na trumny z kartonu. Tekturowe trumny to ciągle delikatny temat i należy sprzedawać je umiejętnie. Najlepiej tak, żeby klient nie zobaczył towaru. Produkt trzeba również odpowiednio nazywać. W żadnym wypadku nie można podkreślać, że trumna jest tekturowa. Lepiej mówić, że jest kremacyjna. Dobrze jest eksponować wątki praktyczne – cena poniżej 100 zł, i ekologiczne – materiał przyjazny środowisku. Ale też nie ma co wchodzić w szczegóły, bo tak się składa, że wrogiem papieru są płyny, więc nieboszczyka prewencyjnie zawija się w zwykłą folię. A tu już ekologia się kończy. No i powaga pochówku również, więc ten wątek omijamy. O pieniądzach też trzeba mówić z rozwagą. Klient niby w żałobie, ale coraz częściej nawet wobec wieczności nastawiony jest na minimalizację kosztów. Dzwoni po zakładach i sprawdza ceny, szuka okazji, nierzadko pyta, czy nie ma promocji. A papierowa trumna to ostatnia rubież cenowa w branży pogrzebowej. I Polacy coraz częściej nie wahają się jej przekroczyć. Tyle że tektura to model dla wybrańców. Kto waży powyżej 70 kg na tę tanią ofertę się nie załapie. Skromna angielka Ryszard Liebchen 37 lat działa w branży pogrzebowej. Z dumą podkreśla, że kiedyś nie było w Polsce pogrzebu, żeby choć jeden gwóźdź w trumnie nie był od Liebchena. Czas przeszły w tym pięknym zdaniu sam niechcący podkreśla, mówiąc, że dziś do zrobienia trumny nie potrzeba ani jednego gwoździa. Deski klei się w płyty i łączy jak tapicerowane meble zszywkami. Potentaci rezygnują nawet z tego i idą w metalowe klipsy, które oszczędzają około 20 czynności montażowych przy każdej trumnie. Im dłużej Liebchen opowiada, jak było, tym szybciej można dojść do wniosku, że przez te 37 lat branża przeszła długą drogę. I ku własnemu zaskoczeniu ostatnio zorientowała się, że w pogoni za zyskiem skręciła w złą uliczkę. Tradycje funeralne u Liebchenów sięgają trzeciego pokolenia wstecz. Nie tylko reagowali na rynek, ale sami go kreowali, np. umiejętnie propagując hasło, że trumna bez zdobień to tylko pudełko. A tak się składa, że zdobienia produkowali właśnie oni. Najpierw tłoczone w gipsie, a następnie w papierze, bo gospodarka niedoborów nie omijała żadnej branży. Ludzie przychodzili i zamawiali tyle świętych dekoracji na trumnę, na ile było ich stać. Bogaci obijali górę i dół. Biedny brał palemkę na wieko i też jakoś było. Do tego obowiązkowe koronki. Atłasowa poduszka. Za życia zmarły zwykle nie spał na atłasie, to chociaż do grobu musiało być na bogato. W poszukiwaniu inspiracji Ryszard Liebchen udał się nawet za kanał La Manche, gdzie podpatrywał pogrzebowe zwyczaje Wyspiarzy. Przywiózł z tamtej wyprawy nowy wzór trumny, tzw. angielkę, którą próbował zdetronizować tradycyjną polską karnesówkę (trumna zbudowana na bazie dwóch trapezów). Angielka miała tę zaletę, że była prosta w konstrukcji i tania w produkcji. Produkt w sam raz na trudne lata 80. zeszłego wieku. Wraz ze zgonem komunizmu w Polsce narodziła się branża pogrzebowa, której Liebchen był jednym z kluczowych akuszerów. Jako ustalający trendy uznał, że należy przerzucić się z anglikańskiej prostoty na amerykański przepych. W telewizji i umysłach Polaków królowała właśnie „Dynastia”. Więc i do świata umarłych można było sprzedać trochę blichtru. Liebchen zaczął ściągać do Polski metalowe trumny z Ameryki. Moda nie chwyciła, ale miała ten walor, że metalowe trumny ładnie wyglądały na witrynach zakładów pogrzebowych. No i w odróżnieniu od tych drewnianych, robionych z mokrego drewna, długo trzymały fason i styl. Po Ameryce wybór branży padł na Włochów, którzy kusili najbardziej wystawnymi pogrzebami w całej zachodniej Europie. Cenowo nie wyglądało to dobrze, ale branża w swojej mądrości uznała, że raz się żyje i raz umiera. A w związku z tym trzeba iść na jakość, a nie ilość. Włoskie trumny budowane na bazie krzyża, z drogich, często egzotycznych gatunków drewna, zaczęły podbijać polski rynek. Wydawało się, że branża znalazła kierunek, w którym będzie podążała. Opakowanie Zbigniew Lindner produkuje trumny od 27 lat, ale w biznesie pogrzebowym ciągle jest właściwie ciałem obcym. I on z branżą się specjalnie nie utożsamia. Mówi, że gdyby go jakoś szufladkować, to najlepiej wśród producentów opakowań. W świecie okołofuneralnym ten typ podejścia do życia, a raczej do śmierci, nie jest mile widziany. Lindner drażni wszystkich corocznym kalendarzem, na którym rozebrane modelki występują z produkowanymi przez niego opakowaniami. Firmę promuje również za pomocą małych breloczków w kształcie trumienek. Na Zachodzie to standard. U nas ciągle ekstrawagancja. Tak się jednak składa, że Lindnera można nie lubić, ale trzeba się z nim liczyć, bo to on jako pierwszy przewidział trend. Kiedy Helmut Kohl odbierał Niemcom zasiłki pogrzebowe, niemieckie firmy spały spokojnie, pewne, że konserwatywni i ogólnie zamożni Niemcy nie będą żałować pieniędzy na pogrzeb najbliższych. W ten sposób niemiecka branża przespała jedną z największych rewolucji społecznych w Niemczech – tanie pogrzeby, będące konsekwencją rozluźnienia więzi rodzinnych. Tylko Lindner był gotowy. Miał odpowiednie produkty w odpowiedniej cenie. Jego sukces zauważył nawet „Financial Times”, w którym opowiadał, jak ważne jest, żeby elastycznie reagować na pozornie „sztywny popyt”. Z kolei australijska prasa opisała go jako biznesowego kameleona, który płynnie przeszedł od produkcji dla Ikei do trumien. Tyle w tym prawdy, że trumny u Lindnera produkuje się według tej samej filozofii co meble w Ikei. Szybko i tanio, ale nie tracąc standardu. Lindner nie zawahał się skrócić swoich trumien o 7 cm, bo przy produkcji rzędu 18 tys. egzemplarzy miesięcznie daje to 126 tys. cm oszczędności, czyli dziesiątki metrów sześciennych drewna. Zwęził je również do 60 cm, nie przejmując się, że wśród umierających trend był akurat w drugą stronę. Za szerszą trumnę trzeba było po prostu dopłacić. Tak długo upraszczał produkt, że udało mu się doprowadzić do sytuacji, w której z linii montażowej schodzi jedna trumna na minutę. Tajemnica tkwi w płycie klejonej. U Lindnera nikt nie bawi się w zbijanie desek. Maszyny kleją ją w niekończącą się płytę i dopiero z tego automatyczne piły wycinają komputerowo zaprogramowane elementy. Choć modeli są dziesiątki, każdy montowany jest w ten sam sposób. Henry Ford, projektując swoją linię montażową, pewnie nawet nie przewidział, że na podobnej produkowane będą nie tylko samochody, ale także trumny. Do 2007 r. Lindner rozrastał się w Wągrowcu pod Poznaniem na trumiennego magnata, ale na polskim rynku nikomu nie zagrażał, bo całość produkcji szła na eksport. W kraju królowały wtedy ciężkie i drogie wampirki, czyli trumny typu włoskiego. Dębowe, z deskami grubymi na co najmniej 3 cm. A Lindner niemal całkowicie przerzucił się już na sosnę i przekonał odbiorców, że deska może być cieńsza o 6 mm. Łatwo policzyć, ile kolejnych setek tysięcy złotych zaoszczędził na tych milimetrach. Jeden z pierwszych dystrybutorów trumien Lindnera do dziś wspomina, jakimi epitetami branża określała oferowany przez niego produkt. Ze względu na wrażliwość czytelników większości z nich nie można przytoczyć w druku. Ostatecznie wyroby z Wągrowca zostały zaszeregowane w kategorii produktu socjalnego. Ostatniej propozycji dla klientów, którzy łzy po bliskim chcieli ocierać zaoszczędzonym na zasiłku pogrzebowym tysiącem. Tylko że kilka lat po tym, jak Helmut Kohl zlikwidował Niemcom zasiłek pogrzebowy, Donald Tusk obciął go Polakom. I nad Wisłą branża przespała społeczną rewolucję taniego pogrzebu. Pożegnanie z szykowną włoszką Za usprawiedliwienie dla firm może posłużyć tylko fenomen pogrzebów smoleńskich: bogate i niezwykle okazałe ceremonie przemówiły do wyobraźni wielu Polaków, którzy oglądali uroczystości w telewizji. Część z nich żądała potem podobnego standardu. Niektórzy klienci gotowi byli nawet za to słono dopłacić. Branża uwierzyła, że lata podnoszenia jakości usług przyniosły wreszcie upragnioną premię. Kowalscy przestaną oglądać się na cenę i choć raz, choćby na pogrzebie, jednak zaszaleją. Tyle że kilka miesięcy później rząd obniżył zasiłek pogrzebowy z niemal 6,5 tys. do 4 tys. zł. Przyzwyczajeni do „darmowych” pogrzebów Polacy wzorem bogatszych Niemców zaczęli łapać się za kieszeń. Tym bardziej że, jakkolwiek by obcinać koszty, w dużym mieście nie dało się sfinansować nawet najtańszego pochówku za te 4 tys. Mimo promowania kremacji, wprowadzenia najtańszych urn i zmodyfikowania ceremonii wbrew wytycznym episkopatu, pogrzeb nie miał szans dopiąć się finansowo. Wąskim gardłem okazały się ceny ziemi pod grób i opłaty kościelne. Najtrudniej było ciąć koszty tam, gdzie obowiązywała zasada „co łaska”. Najłatwiej tam, gdzie były najwyższe, czyli po stronie trumny. Tekturowa rewolucja zbiegła się z krematoryjną. Ekonomia śmierci Świadomi wielkiej siły języka właściciele pierwszych pieców krematoryjnych w Polsce dwoili się i troili, żeby nie używać tej nazwy. Mówiono więc o spalarniach zwłok, co okazało się jeszcze gorszym zabiegiem, bo kojarzyło się ze spalarniami śmieci. Ostatecznie wrócono do nazwy krematorium. Pierwsze komercyjne wybudowano w 1993 r. w Poznaniu i w branży nie wróżono mu przyszłości. Jednak z czasem zaczęły powstawać kolejne. Głównie na Śląsku, który podpatrywał zwyczaje funeralne z sąsiednich Czech i Niemiec, i w dużych miastach, gdzie otwartość na zmiany zawsze była większa. Krzywa kremacji przez lata mozolnie pięła się w górę. Usługa początkowo była dosyć droga. Sam zakup pieca to koszt około 600 tys. zł. Do tego dochodzi budynek, grunt i droga infrastruktura. Bez miliona złotych nie było sensu zaczynać inwestycji. A tak jak każde przedsięwzięcie biznesowe budowa pieca również musiała się zwrócić. Po obniżeniu zasiłku pogrzebowego zapotrzebowanie na kremację tak wzrosło, że dziś jest w Polsce ponad 30 krematoriów. W 50-tysięcznym Mielcu są dwa. W Koszalinie trzy. Ponieważ podaż szybko wyprzedziła popyt, zaczęła się walka cenowa. Rekordzista oferuje kremację za 299 zł, czyli cztery razy taniej niż np. we Włoszech. W tym szaleństwie jest metoda, bo ekonomia spalania powoduje, że od momentu rozpalenia pieca najdroższe są pierwsze cztery kremacje. Na pierwszą potrzeba ponad 150 m sześc. gazu. Na piątą już tylko 15 m. W pogoni za ceną koszty ciąć trzeba było również na materiałach, czyli na trumnach. Właściciele krematoriów podzielili się na tych, którzy godzili się na kremację w tekturze (mniejszość), i tych, którzy ciała przyjmowali tylko w drewnianych trumnach (większość). Przy czym zaledwie część powoływała się na względy etyczne i godność ceremoniału, a pozostali zwracali uwagę na niską kaloryczność tektury i kłopoty z plastikową folią, która zatykała im dysze. Klient pogodził wszystkich. Presja na niską cenę była tak duża, że w zasadzie już wszyscy przyjmują ciała do kremacji w tekturowych trumnach. Pudełko Nazariusz Faluszewski występuje w podwójnej roli: jest wielkim krytykiem tekturowych trumien, a jednocześnie ich producentem i właścicielem patentu na jeden z modeli. Podobna sprzeczność w branży specjalnie nie razi. Największym krytykiem kremacji jest właściciel dwóch krematoriów. Jednak z tym patentem Faluszewski może nieco przesadził, bo trudno wzór jego trumny określić mianem oryginalnego. Ale jest zastrzeżony. W efekcie inni producenci tekturowych trumien swoje pudła muszą robić w innej wysokości, inaczej dzielić wieko od spodu albo próbować komplikować kształty, co niezmiernie podraża produkcję. Faluszewski, jak sam twierdzi, długo bronił się przed wejściem w tę produkcję, stawiając na wyrób tańszy, ale jednak tradycyjny, czyli drewniany. Ostatecznie jednak skapitulował. Do biznesu pogrzebowego przyszedł z rynku IT, gdzie obowiązuje zasada „trend is your best friend” (trend jest twoim najlepszym przyjacielem). Po kilku miesiącach zrozumiał, że jeśli chce się w branży utrzymać, musi podążać za trendem. W 2012 r., po pięciu latach na rynku, złożył w urzędzie patentowym wniosek na tekturową trumnę. Dziś w swojej hurtowni Funero 70 proc. sprzedaży ma na trumnach kremacyjnych. Z czego większość stanowią kartonowe. W produkcję kartonów poszedł również Ryszard Liebchen, który na tekturowych trumnach nie zostawia suchej nitki, widząc w nich nie tylko upadek branży, ale przede wszystkim społeczeństwa i więzi rodzinnych. Zanim decyduje się pokazać swoje modele, długo się zastanawia. Wreszcie prowadzi przez labirynt korytarzy do najdalszego magazynu. Trumny leżą jedne na drugich. Zwykłe, tekturowe prostokąty. Gdyby nie cztery drewniane klocki udające nogi, spokojnie można by pomyśleć, że to jakiś mebel do złożenia. Liebchen mówi na nie pudełka po butach. Tyle że w większym rozmiarze. Model C Z odsieczą branży przyszedł Lindner. Krytykowany za psucie rynku tanimi trumnami, jako jeden z niewielu był w stanie wyprodukować trumnę, która nie raziła jakością, a mogła z tekturą konkurować ceną. Trumna typu C, jak nazwano ten model, to prosta konstrukcja z sosny, ale w gustownej okleinie z imitacji dębu. Produkt wizualnie nawiązuje do estetyki premium, ale jest bezkonkurencyjny cenowo. Jednak polski klient po raz kolejny wszystkich zaskoczył: ludzie zaczęli kupować te nieco lepsze trumny kremacyjne i chować w nich bliskich do ziemi. Zbigniew Lindner przyszłość polskiego pogrzebu widzi w krajach skandynawskich. Skromna, coraz częściej półreligijna uroczystość z prostą trumną, a całość zakończona kremacją. Już dziś 60 proc. pogrzebów w Sztokholmie zamawianych jest za pośrednictwem stron internetowych. – Pogrzeb przez komórkę to przyszłość. Proszę mnie tylko nie pytać, czy świetlana – mówi Lindner.
Zakład pogrzebowy Lapczyk to przede wszystkim wsparcie i pomoc w ciężkich chwilach żałoby, niesione mieszkańcom gmin Skoczów, Brenna i Ustroń, a także okolicznych gmin. Pod całodobowymi numerami telefonów 33 853 25 47 lub 505 93 25 47 przyjmujemy zgłoszenia eksportacji zmarłych z domów, szpitali i innych miejsc.
Eksportacja odbędzie się we wtorek 27 listopada, a pogrzeb w środę 28 listopada w parafii Matki Bożej Szkaplerznej w Chrząszczycach. W piątek 23 listopada 2018 r. zmarł ks. prałat Piotr Ziaja, emerytowany rektor i wykładowca Wyższego Seminarium Duchownego Śląska Opolskiego w Nysie-Opolu. Miał 92 lata. Ceremonie pogrzebowe odbędą się w kościele parafialnym w Chrząszczycach. We wtorek 27 listopada o odprawiona zostanie Msza św. eksportacyjna, a w środę 28 listopada o - Msza św. pogrzebowa. Śp. ks. prałat Piotr Ziaja urodził się 16 lipca 1926 r. w Kopienicy, powiat Gliwice w rodzinie rolniczej Antoniego i Emy z d. Krawczyk. W 1933 r. rozpoczął edukację w szkole powszechnej w rodzinnej miejscowości, a po pięciu latach kontynuował ją w gimnazjum i liceum w Kłodzku. W 1944 r. musiał przerwać naukę, ponieważ został powołany do służby wojskowej i przez rok służył w niemieckiej marynarce wojennej. Po zwolnieniu w 1945 r. z niewoli angielskiej uczęszczał do liceum w Limburgu (Niemcy), gdzie złożył egzamin dojrzałości w 1947 r. W tym samym roku powrócił w rodzinne strony i w 1948 r. odbył półroczny kurs wyrównawczy przy Państwowym Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącym w Bytomiu, zakończony egzaminem weryfikującym, na podstawie którego przyznano mu polskie świadectwo dojrzałości. Do seminarium duchownego wstąpił w 1948 r., a święcenia kapłańskie otrzymał 21 czerwca 1953 r. na Górze Świętej Anny z rąk prymasa Stefana Wyszyńskiego. Po święceniach został wikariuszem parafii św. Mikołaja i św. Franciszka Ksawerego w Otmuchowie. W 1957 r. został mianowany prefektem Wyższego Seminarium Duchownego w Opolu i ponadto rektorem opolskiego kościoła pw. św. Sebastiana. W 1959 r. został członkiem Diecezjalnej Komisji Liturgicznej i w tym samym roku prokuratorem w seminarium. W 1961 r. został skierowany na studia specjalistyczne z zakresu prawa kanonicznego w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, po ukończeniu których w 1964 r. ponownie został prefektem i wykładowcą w seminarium, a od 1966 r. także prokuratorem. Od 1966 r. był członkiem diecezjalnej komisji ds. sztuki i budownictwa, a od 1971 r. pełnił także funkcję sędziego prosynodalnego. W latach 1973-1977 był rektorem Wyższego Seminarium Duchownego w Nysie. W latach 1980-1981 przebywał na rocznym stypendium na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Od 1983 r. był także pierwszym postulatorem w sprawie beatyfikacji bł. Marii Luizy Merkert. W latach 1989-1999 r. na stałe posługiwał duszpastersko w Niemczech,a po powrocie do Polski zamieszkał w Diecezjalnym Domu Księży Emerytów w Opolu, podejmując zadania sędziego w Sądzie Diecezji Opolskiej. Został odznaczony godnością honorową Kapelana Jego Świątobliwości. « ‹ 1 › »
W asortymencie naszego Zakładu Pogrzebowego. w Szczecinie znajduje się damska i męska odzież pogrzebowa, klepsydry i nekrologi, pamiątki pogrzebowe oraz nagrobki. Na pogrzeby w Szczecinie oferujemy wieńce pogrzebowe, aranżacje na trumny i urny oraz kwiaty i wiązanki pogrzebowe, które cechuje wysoka jakość i estetyka.
zvNI.